Kazik Borkowski (PL)

Aura bezinteresownej miłości

dr Frank Baranowski

Sathya Sai Baba? Tak, słyszałem o nim, ale z wielu mieszanymi emocjami. Historie, które przypisywano temu człowiekowi wyglądały na nieprawdopodobne. Jako człowiek nauki wiem o uleczeniach psychosomatycznych i widziałem cudowne uleczenia w wykonaniu tak wyróżniających się osobistości jak Olga Worrell, i w tak słynnych miejscach jak Lourdes. Tu jednak chodziły pogłoski o człowieku z pustkowii Indii, który mógł uzdrawiać ludzi pojedynczym dotknięciem — opowieści bazujące na czymś niewiarygodnym.

W lipcu 1978 r. znalazłem się na Pierwszej Świtowej Konferencji Pokoju w Bangalore. Konferencja Pokoju została zorganizowana przez człowieka, uważanego za świętego, który okazał się typowym ,,świętym" jakich spotykałem wcześniej — z nadętym ego, który mówił co to ,,ja" dotąd nie zrobiłem; kim ,,ja" jestem — a nie ,,Jak mogę ci pomóc?" Światową Konferencję Pokoju uznałem za całkowite nieporozumienie, gdzie mówcami nie byli wykształceni ludzie nauki jakich oczekiwałem, lecz ludzie którzy wychwalali siebie.

Słyszałem, że Sathya Sai Baba przebywał w miejscu nazywanym Whitefield. Ta niewielka społeczność szczyci się gimnazjum założonym przez Sathya Sai Babę i poświęconym nauce i handlowi. Kiedy dojechałem tam taksówką, pierwszą rzeczą jaką odnotowałem była ożeźwiająca czystość miejsca. Chociaż było gorąco i panowała dusząca wilgoć, setki Hindusów i obcokrajowców tłoczyło się na terenie otaczającym aśram albo rezydencję Sathya Sai Baby. Dołączyłem do cierpliwego zgromadzenia siedząc w kucki pośród wschodnich twarzy. Nie musiałem długo czekać nim pojawił się Sathya Sai Baba. Muszę wyznać, że gdy go zobaczyłem ten pierwszy raz, nie zrobiło to na mnie wrażenia. Był drobnej postury i chodził pomiędzy ludźmi jakby oszalały. Rzadko tylko poświęcał czas, by spojrzeć na kogoś lub powiedzieć coś — potem nagle odwracał głowę, jakby rozglądając się za kimś innym.

Dopiero następnego dnia rano uświadomiłem sobie, że widzę jednostkę, która posiada talenty nie do opisania. Było około 5-tej rano, a wyznawcy śpiewali swe modlitwy i psalmy w czasie pochodu wokół kompleksu w Whitefield. Kiedy Sathya Sai Baba wyszedł z aśramu, jego sylwetka jaśniała na tle surowej fasady budynku.

Zawsze posiadałem zdolność widzenia ludzkiej aury, tj. energetycznej otoczki wokół danej osoby. Aury przeciętnych ludzi rozciągają się na trzy do pięciu stóp. Aury składają się z wszelkich możliwych do wyobrażenia kolorów, a kolory te zmieniają się wraz ze zmianami stanów emocjonalnych, fizycznych i umysłowych osoby. W ogólności, kiedykolwiek w aurze danej osoby wybija się kolor niebieski jest to wskaźnik jej głębokiej duchowości; zieleń jest kolorem uzdrawiającym; żółć wskazuje na wysoką inteligencję; a czerwień oznacza frustrację i złość. Róż, który rzadko widać, jest typowy dla osób zdolnych do bezinteresownej miłości. I to był kolor, który Sathya Sai Baba miał wokół siebie. Aura wokół Sathya Sai Baby rozchodziła się poza budynek, na którego tle stał; to pole energetyczne rozciągało się trzydzieści albo czterdzieści stóp we wszystkie strony. Ponieważ nigdy dotąd żadnej takiej aury nie widziałem, w pierwszej reakcji rozejrzałem się za lampami fluorescencyjnymi, które mogły go oświetlać. Lecz, gdy tak patrzyłem, ten piękny wzór z różu poruszał się kiedy on chodził. Nie było wątpliwości, że to jego aura.

(Miałem przyjemność spotkania takich osobistości jak były prezydent Gerald Ford, Królowa Holandii Juliana, czy papież Jan Paweł II i analizowałem ich aury, jak również aury dziesiątków tysięcy innych osób. Mówię to nie w celu dowodzenia, lecz stwierdzam jako fakt; żadna z osób, którą kiedykolwiek widziałem, nie miała aury porównywalnej rozmiarami i kolorem do aury Sathya Sai Baby.)

Zauroczony tym wyjątkowym widokiem, ledwo co słyszałem nabożne pieśni, które śpiewano i nim się spostrzegłem Sathya Sai Baba odszedł. Tłum usadowił się w znajomych już pozycjach ze skrzyżowanymi nogami i przygotowywał się do czekania na następne ukazanie się Sathya Sai Baby za cztery godziny.

Było wybitnie gorąco, wilgoć wisiała jak wodna pokrywa nad zbiorowiskiem. Pośród śpiewów, kilka zaniepokojonych oczu spoglądało na zagrażające niebo. Ciemne chmury niosły posępny obraz ulewnej burzy, lecz wszyscy wielbiciele wokół mnie zapewniali siebie nawzajem, że ,,Sathya Sai Baba nie dopuści do deszczu."

Potem znów pojawił się on. Poczułem przyśpieszenie bicia serca, kiedy skierował się w moją stronę. Wkrótce podszedł obok mnie. Spojrzał w dół na mnie, po czym wykonał szybki ruch do mężczyzny siedzącego obok mnie. Nagle stłoczone lilie zaczęły się pojawiać w jego dłoni i kiedy tak się wysypywały, płatki wypełniły podstawione dłonie mężczyzny złożone w kubek. Lecz nie przestały się sypać; wypełniały kolejno oczekujące ręce drugiej, trzeciej i czwartej osoby! Kiedy ten wielki człowiek kierował się do odejścia, spojrzał w moją stronę jakby chciał powiedzieć ,,Czy zauważyłeś co właśnie zrobiłem?"

Nie mogłem nie zauważyć co się stało. Aby odeprzeć możliwą krytykę dodam, że rękawy Sathya Sai Baby sięgały mu do łokci tak, że nie mógł wykonać sztuczki magicznej z pojawieniem się tych płatków. I nie zostałem też zahipnotyzowany na ich przywidzenie, gdyż sam jestem licencjonowanym hipnotyzerem i trudno mnie zahipnotyzować. Przy mym ograniczonym rozumieniu trudno było mi uwierzyć, że przed chwilą byłem świadkiem tego cudownego pokazu. Siedziałem tam, w takiej samej pozycji, jeszcze przez długi czas, oszołomiony tym co zobaczyłem.

Zaraz następnego ranka pognało mnie do tego samego kompleksu, gdzie usiadłem w zwyczajowej pozycji lotosu i czekałem na ponowne pojawienie się Sathya Sai Baby. Kiedy tak spokojnie siedziałem, posłyszalem w swoim umyśle głos mówiący, że muszę przejść przez plac, pójść poprzez obszar, gdzie stały kobiety i porozmawiać z mężczyzną, który stał tam przy budynku. Czułem się nieswojo na myśl podchodzenia do nieznajomego człowieka, zwłaszcza w obcym kraju, w którym istnieje bariera językowa, lecz nie mogłem dłużej ignorować głosu w umyśle. Przeszedłem plac i znalazłem człowieka stojącego przy budynku. Odezwałem się:

,,Mam nadzieję, że mówi pan po angielsku. Jakiś głos w umyśle mówi, że muszę porozmawiać z panem." Przedstawił się jako Profesor Narender i powiedział,

,,Pan musi być tym wykładowcą, o którym Sathya Sai Baba powiedział, że będzie ze mną dziś rozmawiał."

Jestem wykładowcą. Miałem około 9 000 wykładów na całym świecie. Ale skąd ten człowiek o tym wiedział?

W kolejnych czterech dniach przyglądałem się Sathya Sai Babie i jego ludziom. Uspokajał ich; dawał im nadzieję. Kiedy chodził pośród nich, ten piękny różowy kolor w jego aurze przenikał gwałtowne czerwone barwy w tłumie. Jego bezinteresowna miłość przewyższała ich obawy i zmartwienia. Być może trzeba spotkać się z tym człowiekiem, by zrozumieć jego dary. Daje on z siebie tysiącom ludzi z całego świata, którzy oczekują na jego błogosławieństwa.

Jak się okazało, Prof. Narender miał mi przekazać, że mam przemawiać w gimnazjum Sathya Sai Baby w piątek po południu. Ośmiuset uczniów, a potem stu nauczycieli słuchało mego wykładu. Ponieważ stałem obok Sathya Sai Baby, mogłem zobaczyć jak jego aura sięga poza trybunę. Otaczała wszystkich ludzi w sali. Jego miłość — tak tylko mogę nazwać ciepłe, radosne, całkowicie pochłaniające wzruszenie, jakiego doznawaliśmy tego wieczora — dosięgała każdego w tej sali, i ludzie zaczęli mu śpiewać nabożne pieśni.

Często używa się słowa ,,Awatar" w odniesieniu do Sathya Sai Baby rozumiejąc kogoś, kto ma moce takie jak Chrystus albo Bóg; kogoś, kto może być nawet samym Bogiem. Jestem szczerym katolikiem. Mimo to byłbym głupcem, gdybym nie uznał mocy, które ten człowiek posiada.

Podczas śpiewów, Awatar zwrócił się do mnie i powiedział: ,,Ponieważ jesteś człowiekiem tak wielkiej miłości ..." — i pokazał mi swoją pustą dłoń. Trzykrotnie zakręcił ręką w powietrzu i stworzył pierścień z dziewięcioma klejnotami świata oprawionymi w złoto. Powiedział:

,,Będzie pasował jedynie na pierwszy palec prawej ręki."

I rzeczywiście jest to jedyny palec, na który pasuje. Przedstawiłem pierścień do wyceny jubilerom w różnych stronach świata i wszyscy zgadzają się, że jest on warty od 950 do 1000 dolarów. Jest wspaniały! Jest to naprawdę śliczny pierścień! Ma on jednak dla mnie specjalne znaczenie, ponieważ ten wielki człowiek, ten Awatar, zaszczycił mnie słowami:

,,Ponieważ jesteś człowiekiem wielkiej miłości ..."

Następnego dnia jeszcze raz zostałem uhonorowany przez Sathya Sai Babę, gdyż otrzymałem prywatną audiencję. Zależało mi na przedyskutowaniu z nim nie tylko reinkarnacji, lecz także sprawy mego wnuka. Chłopiec urodził się z wadą serca. W jego wieku jednego roku ważył nieco mniej niż siedem funtów. Liczne przyszłe operacje pozostawiały niewielką nadzieję na jego normalne życie - JEŚLI w ogóle przeżyłby.

Lecz zanim mogłem o nim wspomnieć Sathya Sai Babie, powiedział mi, że w dniu mego powrotu do domu (w Arizonie) odbędzie się operacja i że dziecko będzie zdrowe.

Powiedziałem: ,,Musi się Pan mylić. Dziecko jest jeszcze za małe na taką operację. Lekarze powiedzieli, że najwcześniej taką operację można przeprowadzić w wieku dwóch albo nawet dwóch i pół lat." Sathya Sai Baba tylko uśmiechnął się i rzekł: ,,Nie. Będzie to w dniu twego przyjazdu."

Miał rację. W dniu, w którym przyjechałem do Arizony, dziecko było operowane. Doktor, który operował dawał wnukowi niewielką nadzieję przeżycia. Kiedy moja córka przedstawiła mi doktora, zauważyłem że pochodził on z Indii. Powiedziałem mu, że właśnie wróciłem z tamtąd i wspomniałem kilka miejsc, w których byłem. Gdy wymieniłem Whitefield, przerwał mi i spytał: ,,Jest to kraj Sathya Sai Baby, nieprawdaż?"

Powiedziałem, że tak i pokazałem mu pierścień, którym zostałem uszczęśliwiony. Doktor spojrzał na mnie jaśniejącymi oczami i powiedział:

,,Dziecko będzie żyło" — tak jakby wystarczyło tylko wspomnieć imię Sathya Sai Baby.

Dziecko przeżyło.

Być może spośród wszystkich cudów, których byłem świadkiem w ciągu tych dziesięciu dni w Indiach, żaden nie jest tak wielki, jak cud że pojedynczy człowiek daje tak wiele miłości tak wielu ludziom. Jego własne słowa wyrażają to najlepiej:

,,Kochaj. Nie ustawaj w kochaniu, a wszystko będzie dobrze."

[Wg. Golden Age 1979; za QM 36, 7¸11 tłum.: KMB (VII 1993)]



Wystąpienie F. Baranowskiego

Jest mi bardzo miło być tutaj dzisiejszego wieczora i mówić o fenomenach człowieka. Z każdym dniem rozumiemy coraz więcej o człowieku i o jego najważniejszej stronie — tym prostym czteroliterowym słowie, LOVE (miłość). Jestem pewny, że słyszeliście iż kilka lat temu udoskonalono aparat fotograficzny do postaci tzw. fotografii kirlianowskiej, za pomocą której robi się zdjęcia pasm energetycznych, które otaczają ludzkie ciało. Możemy takim aparatem fotografować aurę człowieka, która bardzo często rozciąga się poza granice ciała fizycznego.

Aura jest wytwarzana przez wnętrze osoby — energię, miłość, emocje. Jest ona wyraźnie widoczna na zdjęciach, które obecnie robimy. Od 1969 r. wykonano i przeanalizowano tysiące obrazów uzyskanych za pośrednictwem fotografii promieniowania pola biomagnetycznego. Możemy dziś powiedzieć czy, albo kiedy, dana osoba odczuwa miłość, dzieli miłość i promieniuje miłością.

Aureola wokół ludzi ma wybijające się barwy; sama energia jest biała. Kiedy osoba jest pełna miłości, aura wokół niej jest niebieska. Staje się natomiast różowa, gdy miłość jest wybitna. Kiedy nienawiść przepełnia kogoś, błękit staje się czerwienią. Pasma te można zobaczyć także wytrenowanym okiem, po serii ćwiczeń.

Dziwne rzeczy dzieją się z twoim ciałem, kiedy nienawidzisz i jesteś rozzłoszczony. Świadectwa naukowe każą nam zatem kochać. Musisz rozwinąć miłość i dzielić ją z innymi. Za pomocą udoskonalonych aparatów fotograficznych możemy obecnie robić zdjęcia pięciu różnych typów aury: fizycznej, psychicznej, moralnej, duchowej i intelektualnej. Jest ich w zasadzie pięć, lecz kolory aur mogą się zmieniać w zależności od emocji.

Spotkałem ponad stu świętych Indii. Zbyt wielu z nich jest zajętych swoim osobistym ego. Ich aury wykazują głównie zaangażowanie samymi sobą i ich własnymi instytucjami. Dlatego też ich grubość sięga zaledwie na stopę, może dwie, poza ciało. Nie jestem wielbicielem. Przyjechałem tutaj z Ameryki jako naukowiec, by zobaczyć tego człowieka, Sai Babę.

Widziałem go w sobotę stojącego tam na balkonie, kiedy udzielał darśanu śpiewającym w dole wyznawcom. Aura, którą Swami rzucał nie była ludzka. Biel w niej miała rozmiary więcej niż dwukrotnie przewyższające ludzkie; błękit był praktycznie nieograniczony; ponadto były tam jeszcze większe złote i srebrne pasma sięgające poza ten budynek — hen, aż po sam horyzont. Nie ma naukowego wytłumaczenia dla tego zjawiska.

Jego aura jest tak silna, że aż oddziałuje na mnie, kiedy stoję tu przy krześle, na którym on siedzi. Czuję ją. Muszę raz po raz pocierać ramię, jak to zapewne zauważyliście. Jestem naukowcem. Wygłosiłem tysiące wykładów we wszystkich częściach globu, lecz po raz pierwszy — wierzcie mi — kolana mi drżą. Aura, która emanuje od Swamiego reprezentuje jego miłość ku wam. Spotkałem wielu świętych, lecz żaden z nich nie udostępniał siebie tak, jak on to czyni. To oznaka wielkości.

Wiele lat temu w Stanach Zjednoczonych mieliśmy filozofa, Ralpha Waldo Emersona. Spytano go kiedyś: ,,Co jest sukcesem w życiu?" Odparł: ,,Śmiać się często i dużo, zdobywać przywiązanie dzieci, odkrywać to, co najlepsze u innych, znosić zdrady fałszywych przyjaciół, uczynić świat troszkę lepszym do życia niźli był, gdy rodziliśmy się, poprzez uprawianie niewielkiej działki w ogrodzie, poprawianie jakichś warunków socjalnych, albo pomoc dziecku w wyrośnięciu na zdrowszego. Wiedzieć, że jakieś życie biegnie łatwiej dzięki tobie. To jest sukces."

Swami dał wam klucz do sukcesu — owo proste słowo MIŁOŚĆ. Jeśli mógłbym w ogóle użyć zwrotu, że widziałem miłość chodzącą na dwóch nogach, to tylko tutaj.

Dr Baranowski ponownie zajął swoje miejsce, a Baba rozpoczął dyskurs. Naukowiec siedział patrząc nań ze zdumieniem. Kiedy dyskurs dobiegł końca, poprosił o pozwolenie ponownego zabrania głosu.

Przyglądałem się Swamiemu, kiedy mówił do was — powiedział. — Różowa aura, która manifestowała się, była tak rozległa i silna, że rozchodziła się nawet poza tę ścianę za jego krzesłem. Wypełniała ona tę wielką halę, obejmując wszystkich tu zebranych. Powtarzam, nie może być żadnego naukowego wyjaśnienia tego fenomenu.

Przyglądam się mu już od tygodnia jak tak chodzi pośród was, rano i wieczorem. Widziałem jak jego różowa aura wchodzi w osobę, do której mówi lub której dotyka, i jak wraca z powrotem do niego. Jest tak ponieważ czerpiemy jego energię. Energia ta zdaje się nie mieć końca. Rozchodzi się wszędzie i może być czerpana przez każdego obecnego.

Zwykły człowiek szybko by się wyczerpał chodząc tak, jak on pośród tak wielu. Patrzyłem jak podchodzi do dziewczynki w wózku inwalidzkim i pociesza ją. Zadziwiła mnie aura miłości, która go wtedy otaczała ze wszystkich stron.

Nie doszedłem do żadnej wiary, chociaż urodziłem się chrześcijaninem wyznania rzymskokatolickiego. Społeczność naukowa mego kraju ma trudności z akceptacją boga. Utrzymują, że jest to nienaukowe. Ryzykuję moją reputacją, kiedy stwierdzam: dwa dni temu, tuż za tym holem, spojrzałem w jego oczy. Mają jakąś żarliwość. Było dla mnie jasne, że patrzyłem w twarz boskości.

W mojej ocenie jest on dokładnie tym, kim zdaje się być, czym on chciałby byście wy byli, do czego was przekonuje ... miłością. Oto czym jest. Przemawiałem z trybun z amerykańskim Prezydentem Fordem, z brytyjską Królową Elżbietą II i holenderską Królową Wilhelminą. Ale nigdy nie zapomnę tego doświadczenia. Jest wstrząsające w skutkach.

* * *

Wypowiedź dr Baranowskiego została później (w 1978 r.) wydrukowana we wrześniowym wydaniu magazynu aśramu ,,Sanathana Sarathi". Powiedział on naszym przyjaciołom, którzy wówczas tam byli, że gdyby normalna ludzka istota posiadła taką samą ilość energii jak Sai Baba, zmarłaby. A jednak żyje on praktycznie na niczym i rozdaje szczodrze dzień i noc, z roku na rok, nie tracąc nigdy blasku nawet na chwilę.

P.M. (Peggy Mason)

[z QM 37,3-4 tłum.: KMB (Toruń, sierpień 1993 r.)]






Przemiana duchowa
(fragment artykułu)

dr F. Baranowski

[Wg. Sai Chandana, tomu wydanego w hołdzie na 60-te urodziny Sai Baby (red. V.K. Gokak)]

,,Nie wiem co to jest, ale coś w nim jest, co elektryzuje powietrze tak, że nagle uświadamiasz sobie, że nadchodzi na długo nim przybędzie. To, co wydziela nie jest wonią — jest to jakby uczucie, świadomość. Czy dla ciebie brzmi to sensownie?"

Wysoki, szczupły, wąsaty inżynier z Południowej Afryki patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Powoli przytaknąłem. Po dłuższej chwili poszukiwania właściwych słów ciągnął dalej.

,,Spojrzałem w górę z podłogi, gdzie w pół siedziałem, w pół klęczałem. Był może na odległość ciała ode mnie, siedząc na wielkim mocno wypolerowanym i ładnie rzeźbionym krześle. Myślę, że było nas siedmioro w pokoju i prawdopodobnie każdy drżał tak, jak ja. Spytał mnie czego chcę. Tak proste pytanie, a ja nie potrafiłem mu odpowiedzieć!" Inżynier trzasnął ręką w ścianę, przy której staliśmy.

,,Nie mogłem odpowiedzieć ponieważ nie wiem nawet dlaczego przyjechałem do Indii, nie mówiąc już o tym miejscu! Patrzy na ciebie — a może on patrzy wgłąb ciebie? Te jego oczy — nie uwierzysz jak wielkie mogą się stać. Tak po prostu patrzył na mnie, a ja czułem coś tutaj." Inżynier uderzył się ręką w pierś. ,,I zacząłem odczuwać smutek wobec ludzi. Im dłużej patrzył na mnie, tym bardziej czułem się ... winny. Och nie! Nigdy nie zabiłem nikogo; lecz odczuwałem żal wielu ludzi, którym mogłem kiedyś pomóc, ale ich zignorowałem; ludzi, z którymi walczyłem; ludzi, od których oczekiwałem zbyt wiele; ludzi, których wyrzuciłem z pracy; ludzi, których nienawidziłem. I wtedy jakoś rozpłakałem się. Nie zdarzyło mi się to od lat; jednak łzy pokryły mi twarz."

Przerwał. Patrząc w dal przygryzał dolną wargę. Nagle obrócił się przodem ku mnie. ,,Widzisz, jestem zarządcą. Wszędzie znaczy to 'szef'. Nie jestem sentymentalny. Sentymenty są dla głupców. Sentymenty nie przynoszą zysków przedsiębiorstwom. Robi to tylko produkcja. Ale tam czułem się winny z powodu tego, co robię."

,,Może to sposób, w jaki to robisz sprawia poczucie winy" — podsunąłem. Jeśli moja uwaga trafiła do jego świadomości, to jednak jego twarz dobrze to skrywała.

,,Wyobraź sobie, mój płacz, ale nie czułem zakłopotania. Czułem się ... zawstydzony. Tak, to właściwe słowo: zawstydzony."

,,Co Baba zrobił?" — spytałem.

,,Nic — odparł — a jednak wszystko. Czy miałeś kiedykolwiek odczucie, że nagle nie posiadałeś już dosłownie żadnego sekretu; że ktoś znał wszystkie twoje myśli i najgłębsze emocje?"

Przytaknąłem i zacząłem odchodzić od ściany, przez bramę na zewnątrz Aśramu na zakurzoną drogę prowadzącą do gimnazjów zbudowanych przez Sai Babę. Inżynier szedł za mną.

,,Czy powiedział ci coś jeszcze?" — dopytywałem się.

Odpowiedział z ciężkim westchnieniem: ,,Nie musiał. Czułem, że po jednym spojrzeniu wiedział wszystko, co mam w głowie." Znów przerwał. ,,Zamknąłem oczy i spuściłem głowę; nie chciałem więcej patrzeć w jego twarz. Pomyślisz, że oszalałem, lecz przez moment czułem, że był w stanie zniszczyć mnie swoimi oczami. Wtedy ktoś dotknął mej twarzy, mego podbródka, i uniósł mi głowę. Byłem pewny, że to była jego ręka. Czułem ją jeszcze, gdy otworzyłem oczy, ale jego ręce przez cały czas nie odrywały się od ud, a on sam nie wstawał z krzesła. Później inni opowiadali mi, że nikt mnie nie dotykał. Ale ja wiedziałem, że ktoś podniósł moją głowę. Kto ... albo lepiej: jak?"

,,Nie krzyczał, jego głos nie był surowy. Mówił zwyczajnie miękko. Powiedział: Wszystko w porządku ... teraz już wszystko w porządku. Wszyscy ludzie są braćmi. Jest tylko jedna rasa ludzi na tej ziemi — rasa ludzka."

Przeszliśmy nieco, a on przemówił znowu: ,,Myślę, że powiedział coś innego, lecz nie pamiętam. To co wydawało się ważne to to, że ja byłem w porządku; jak gdyby to, co zrobiłem dotąd, było przeszłością i że powinienem zapomnieć o tym i pójść dalej."

,,Powiadasz, że zdarzyło się to dwa tygodnie temu?"

Skinął potakująco.

,,Jak się teraz czujesz?" — spytałem.

,,Czuję się jak dziecko; właśnie — znów jak dzieciak ..."


[za Quarterly Magazine dedicated to Sathya Sai Baba, 13, 23-24
tłum.: KMB (Toruń, w lipcu 1993 r.)]


File translated from TEX by TTH, version 3.12 on 15 Aug 2002.