Darśan Dnia Iśwarammy
Chris Parnell
Autor, mieszkaniec w Australii, często odwiedza Śri Sathya Sai Babę, a jego ‘Listy z domu’ przesyłane od kilku lat do internetowego SatGuru i cieszą się nieskrywanym uznaniem członków tych forów dyskusyjnych za szczegółowość, rzetelność i obrazowość pozwalające złaknionemu wielbicielowi niemal przenosić się do dalekiego Puttaparthi lub Brindawanu i autentycznie przeżywać zdarzenia tam zachodzące. Za zgodą Chrisa przedstawiamy tłumaczenie jego Letters from Home 79, czyli 79-go listu, tym razem z aśramu w Whitefield, gdzie Swami przebywał (i pozostał tam do 7 czerwca) w czasie obchodów Dnia Iśwarammy, 6 maja 2004 r..
Wczoraj (w środę) nie było darśanu – ani rano, ani po południu. Czas oczekiwania wewnątrz spędziłem odprawiając namasmaranę, powtarzając w ciszy imię Boga.
Dziś (czwartek) na darśan przyszliśmy wcześnie rano, a po wejściu na teren aśramu czekała nas niespodzianka. Żeńska strona holu była pusta, zaś mężczyźni ustawili się w samym holu Sai Ramesh w krótkie rzędy zwróceni w kierunku Kalyana Mantap. Po pewnym czasie stało się jasne, że na darśan wejdziemy procesją w obręb samego Trayee Brindavan. Kobiety odesłano do wejścia przez bramę State Bank. O godz. 7:10 kolejki skierowano do Trayee Brindavan.
Wchodząc do Trayee Brindavan pod łukiem, skręciliśmy w prawo i przejściem z tyłu placu darśanowego weszliśmy na trawnik siadając wśród palm, jodeł i tamaryndów zwróceni w kierunku budynku Trayee. Balkon był przystrojony – ganek na piętrze oraz na dole. Wejście z rzeźbionymi dębowymi drzwiami było kompletnie wypełnione kwiatami na poręczach przy schodach i licznymi girlandami oraz bukietami na daszku. We wnękach przy schodach znajdowały się wielkie obrazy Peddy Venkammy Raju i Iśwarammy, rodziców Swamiego, również ozdobione wielkimi girlandami. Wyglądali szczególnie naturalnie. Przed schodami zostawiono wolne miejsce, gdzie zauważyłem mikrofon i kilka głośników. Panie siedziały po prawej przed Trayee Brindavan, dalej śpiewający bhadźany i z tyłu kobiety na krzesłach. Zapełniali na kolorowo cały porośnięty trawą obszar, aż do bramy State Bank.
Z tyłu łuku widniał wielki niebieski napis “Easwaramma Day Celebrations, 2004” (Obchody dnia Iśwarammy).
Mężczyźni siedzieli na trawiastym podłożu, mokrym od lekkiego deszczu, który padał przez całą noc. Mężczyznom przydzielono także miejsca do siedzenia na ceglastym chodniku na tyłach holu. W końcu cały hol dokładnie zapełnił się ludźmi. W miejscach, gdzie przeszło wiele nóg, było mnóstwo czerwonego błota. Tu i ówdzie porozkładano na ziemi wielkie arkusze folii. Ci, co przynieśli ze sobą poduszki, uchronili tyły spodni przed zmoczeniem. Całkiem z przodu siedzieli mężczyźni na krzesłach oraz studenci. Słucham kaskady klaksonów na drodze za ścianą: klaksony ciężarówek, samochodów, trąbki, taksówkowe 'bip, bip.' W tym boskim środowisku toczy się zwykłe codzienne życie.
Na niebie ciemne chmury. Męska strona szybko się zapełniła. Sewa dale próbują skłonić mężczyzn na tyłach do siedzenia – wielu wskazuje na błoto, którego jest więcej niż trawy. Patrzę na okrągły budynek Trayee Brindavan i zamyślam się nad zmianami – jak kiedyś był to bungalow brytyjskiego gubernatora, jak wielbiciele zwykli sypiać nocami na dachu – i spoglądam na tylne przejście z Sai Ramesh Hall, którym Swami codziennie odchodzi z darśanu. Rozmyślam nad sensem błogosławieństwa bycia wielbicielem i chodzenia po ziemi w tym samym czasie, co awatar.
Długie oczekiwanie. Samotny orzeł swobodnie krąży nad paniami. Kosy latają wśród drzew. Nie widać gołębi. Jest około godz. 8:00 – wszyscy siedzą. Czekanie. O 8:24 otwiera się jedno z okien balkonu i pojawia się Swami na wózku pchanym przez Satyajita. Swami podjeżdża na sam przód balkonu i patrzy na siedzących na dole wielbicieli. Swami nosi żółtobrunatny (w kolorze ochry) szal przerzucony przodem za ramiona. Po rozejrzeniu się w koło przez kilka chwil, Swami spogląda na dół w kierunku grupy śpiewaków bhadźanów i daje znak, by zaczęli. Przywołuje Satyajita i odjeżdża zwracając się na krótko w kierunku bramy State Bank i siedzących tam pań. Głośniki dobrze słychać, śpiewacy prowadzący bhadźany są doskonali. Donośne, czyste i rześkie głosy. Widzę studentów biegnących na tyły budynku Trayee Brindavan w chwili, gdy Swami znika z pola widzenia. Trwa śpiewanie bhadźanów. Kolejni studenci biegną na tyły. Studenci wracają biegiem. Otwierają się drzwi i Swami wyjeżdża na sofie na wysokość schodów. Studenci pomagają mu wstać i podtrzymują stojącego z obu stron. Widzę jak jego szal wylatuje w powietrze, gdy unosi ręce, by uchwycić się studentów. Powoli zbliżają się do schodów i zaczynają pomagać Swamiemu zejść po nich. Stopnie są wysokie, jakieś 15–18 cm. Z jednym studentem z przodu i trzema wokół siebie Swami robi krótkie kroki i powolutku, stopień po stopniu, schodzi na dół. Sofę studenci znoszą drugą stroną schodów i ustawiają gotową do zajęcia przez Swamiego.
Dużo czasu zajmuje Swamiemu schodzenie stopień za stopniem. Wreszcie staje na dole i idzie w kierunku swojego siedzenia. Niebo jest zachmurzone i wieje silny wiatr. Włosy Swamiego tworzą obfitą krzaczastą koronę otaczającą jego jasnobrązowe oblicze w porannym świetle. Trwa śpiewanie bhadźanów. Ludzie odchylają się na prawo i lewo, by widzieć Swamiego. Jeśli przyjrzeć się jego spokojnej i ciągle uśmiechniętej twarzy, Swami wygląda w pewnym sensie młodzieńczo i ponadczasowo. Słyszę bhadźan o Iśwarammie. Durge, Lakszmi, Saraswati, Sai Dźaganmata. Swami spogląda w koło na siedzących wielbicieli – patrzy na kobiety, na mężczyzn.
Następny bhadźan cichnie w pół drogi. Jeden ze studentów w białym turbanie wstaje i klęka przy krześle Swamiego. Rozmawiają. Student bierze mikrofon, składa pranamy [oddaje cześć] Bhagawanowi po czym wita nas wszystkich na tej uroczystości ku pamięci Iśwarammy, Matki Pana. Mówi przez kilka minut przedstawiając Iśwarammę jako anioła stróża, stróża całej ludzkości, obdarzonego współczuciem i miłością. Słuchamy o innych boskich matkach i o†tym jak Iśwaramma dobrze dopełnia ten boski szereg jako przewodnik i anioł stróż dla wszystkich. Było to wspaniałe wystąpienie ze zgrabnym usytuowaniem Iśwarammy w roli boskiej matki i opiekuńczego anioła. Podszedł drugi student i przypomniał wiele zdarzeń z życia Iśwarammy, zauważając że jej odejście było doskonałym spełnieniem doskonałego życia wielbiciela. Kilka dni wcześniej spytał on Swamiego o to zakończenie życia Iśwarammy, a On wyjaśnił tę tajemnicę – błogosławieństwem jest, gdy w ostatnich chwilach wzywa się i pragnie jedynie Pana. Prawdziwy wielbiciel stawia imię Pana przed innymi imionami, takimi jak rodziny, córki, syna itd.
Niespodzianka. Mównicę przenoszą bliżej krzesła Swamiego. Przyniesiono stół. Swami z pomocą wstaje z krzesła. Narasimhamurthy, kierownik akademika, podchodzi i staje przy mównicy. Przystrojony w ochrowy szal, Swami podtrzymuje swoją formę opierając się rękami o pulpit. Słyszę boski śpiew: Kondamma ... i przypominam sobie dziadka Swamiego. Ach, radość – ci nieśmiertelni wielbiciele Sathya Sai, Kondamma i Iśwaramma. Swami ciągle śpiewa. Czysty, miękki, muzykalny głos niczym z murali [flet] spływa kaskadą na wielbicieli.
Wreszcie Murthy tłumaczy. Należy szanować matkę, nigdy nie sprawiać jej przykrości taki jest sens jego słów. Swami mówi o współczuciu Iśwarammy. Współczucie dla matki niosącej dziecko do lekarza w Bukkapatnam, współczucie dla kobiety niosącej ciężki dzban wody, współczucie dla małego chłopca z ciężkim ładunkiem książek idącego daleko do Bukkapatnam – takie przypadki czystych uczuć dla cierpiących ludzi.
Swami opowiedział historię młodego człowieka, który zdobył dobre wykształcenie i przyrzekł spełnić pragnienia swojej matki. Pierwsze zarobione pieniądze przeznaczył na zakup nowych sari dla matki. Matka powiedziała, że nie chce tego i że jest szczęśliwa z tym, co ma. Wyraziła życzenia dotyczące zdrowia, nauki i wody dla innych ludzi. Z upływem czasu człowiek ten dorabiał się i zdobywał sławę. Starał się spełniać marzenia matki. Swami nawiązał do powstaniu szkół w Puttaparthi, do projektów szpitali i wody pitnej w związku z życzeniami jego Matki, Iśwarammy. Wszystkie te projekty Sathya Sai zrealizował dla cierpiących ludzi spełniając czyste życzenia i pragnienia swojej matki.
Swami mówił o pełnym zaopiekowaniu się uczniami i studentami i zapewnieniu im wykształcenia, a nawet wysyłaniu za granicę na studia. Przedstawił przykład dr-a Padmanabana. Po skończeniu nauki w specjalności stomatologia tutaj w Indiach, Swami kazał mu wyjechać do Wiednia i dalej studiować. Dzięki temu teraz wspaniale zajmuje się wszystkimi pacjentami i darzy ich miłością, zdobywając u wszystkich dobre imię i szacunek. Czy może być lepszy dorobek niż dobre imię i szacunek? – spytał Swami.
Swami wspomniał o przyjmowaniu chłopców z różnych miejsc Indii i zapewnianiu im takiego wykształcenia jak MBA [magister zarządzania]. Po skończonej nauce studenci ci wracają do swoich rodzinnych wiosek i stwarzają tam możliwości kształcenia miejscowych ludzi.
Swami stoi przy stole z rękami na blacie i ochrowym szalem przerzuconym przez ramiona. Wiatr delikatnie owiewa boskie zgromadzenie. Przechodzą groźne chmury burzowe. W tle słów Swamiego słychać gwizd pociągu. Swami mówi rześko i wyraźnie. Od czasu do czasu przechodzi na język angielski. Narasimhamurthy tłumaczy. Głośniki dają czysty przekaz. Rozmyślam o otaczającej nas energii Swamiego. Porównuję to do oczekiwania na Swamiego – rozpraszanie, czas wlokący się jak powolne kapanie z kranu, czekamy i czekamy spoglądając na drzwi, spoglądając na balkon. Dziwię się, jak mogę czuć się oddzielony od Swamiego przez beton. W duchu recytuję mantrę Gajatri. Jakże jest inaczej, gdy Swami przebywa tutaj; jest bezczasowo, ciało odchodzi w tło, cała uwaga skupiona na dyskursie Swamiego. Chmury przeszły bez deszczu; owiewa na lekki wietrzyk. Swami wygląda na mocnego, mówi miękko i w przyjemnym tempie. Wszelkie niewygody ciała ulegają zapomnieniu. Nie przeszkadza ani błoto, ani deszcz, ani krople z liści drzew. Taka jest łaska, która emanuje w jego boskiej obecności.
Swami powiedział, że wczoraj chodził normalnie. Mówi, że nie ma uszkodzonego ciała. Opowiedział, że przebywając w swoim pokoju, sięgał po coś. Jedna z cegieł w ścianie jego pokoju poluzowała się i spadła na niego. Swami wezwał chłopców do pokoju i pokazał im, jak niebezpieczna była ta cegła. Chłopcy zaopiekowali się Swamim i nalegali, by odpoczął i nie udzielał darśanu. Chłopcy spędzili dzień i wieczór szyjąc dla Swamiego nową szatę z zamkiem błyskawicznym w rękawie, żeby mógł łatwo i wygodnie sięgać.
Kilkakrotnie podkreślał, że chodzi normalnie, bez bólu i że nie doznał urazu ciała.
Swami wyróżnił imiennie dziewięciu chłopców i wywołał ich, by stanęli obok niego. Powiedział nam, że skończyli studia, że im polecił pójść w świat i znaleźć pracę. Ale oni są oddani Bhagawanowi i zajmują się nim dzień i noc. Swami stwierdził, że chłopcy ci mają wielkie serca i szerokie umysły. Żywią głęboką miłość do Swamiego i nic nie może im w tym przeszkodzić. Dzięki temu ich oddaniu i bezwarunkowej służbie na rzecz ciała Swamiego, może on udzielać darśanu. Miłość, jaką chłopcy wlewają w Swamiego, i pomoc, jaką wyświadczają jego ciału, umożliwiają darśany. Tę samą miłość, którą chłopcy darzą Swamiego, on wylewa na darśanach.
Ci chłopcy służą tylko Swamiemu i nasze darśany zawdzięczamy ich głębokiej miłości, jak również miłości wszystkich innych – w tym wielbicieli. Mamy darśany wyłącznie ze względu na miłość i służbę tych chłopców świadczoną ciału Swamiego.
Studenci siadają. Swami mówi jeszcze przez pewien czas, po czym siada. Zostają wznowione bhadźany. Swami siedzi w swoim krześle patrząc na wszystkich. Zaczyna słabo mżyć. Jeden ze studentów wybiega po schodach i wraca z bardzo dużym kolorowym parasolem plażowym, otwiera go i czeka w pogotowiu. Swami pozostaje w swoim siedzeniu słuchając bhadźanów. Pojawiają się studenci z prasadem [święconym poczęstunkiem]; studenci i służba sewa dal zaczynają rozdawać wszystkim prasadam.
Swami, z pomocą trzech studentów, wstaje z krzesła. Podchodzi dr Padmanaban i rozpoczyna się arati [pożegnalny rytuał]. Mężczyźni wstają, by widzieć Swamiego, i przyłączają się do śpiewania Om dźej Dźagadiśa Hare, Swami Sathya Sai Hare; wielu występuje naprzód, by otrzymać prasadam. Swami obraca się i kieruje się ku schodom. Wszyscy przyglądają się, jak studenci asystują Swamiemu przy powolnym wchodzeniu po schodach. Swami znika mi z oczu, gdyż coraz więcej ludzi przepycha się do przodu. Narajana, Narajana, Om Sathya ..., wszyscy klaszczą. Studenci wstrzymują się z rozdawaniem prasadam podczas arati.
Coraz więcej dżdżu spada z nieba. Gdy pchany ze wszystkich stron wychodzę przejściem pod łukiem, mężczyzna przede mną powoli jest wypychany do przodu. Powiedziałem do niego, że tak to jest w Indiach. Jesteśmy pchani do przodu, bardziej i bardziej, w istocie wygniatani w przód. Odwrócił się do mnie i rzekł: “Pamiętasz, jak się rodziłeś?” Roześmiałem się i naszła mnie refleksja, jak to w każdej chwili rodzimy się na nowo – w miłości i w łasce.
Na zewnątrz ustawiły się kolejki po prasadam. Poproszono nas, byśmy nie wchodzili na plac darśanowy. Zaglądając na plac, widzę mnóstwo rzędów ludzi – cały prostokątny podwyższony obszar jest pełny starannie poustawianych rzędów. Podchodząc bliżej i przypominam sobie, że w Dniu Iśwarammy przeprowadza się Narayana sewę. Widzę teraz szczęśliwe twarze miejscowych żebraków – wszyscy trzymają przed sobą talerze z liści palmowych i czekają na podanie posiłku.
Gdy wychodzę poza aśram, niebo otwiera się i zaczyna lać.
Dzień Iśwarammy, 2004, dzięki łasce Bhagawana Baby.
[Z Sai-Netu tłum. KMB]