Radio Sai zaprasza
OM Śri Sai Ram
Wszystkim z miłością przesyłam Sai Ram. Kilka dni temu zdarzyło się tutaj [w Prasanthi Nilayam] coś, co było tak piękne, że zapragnąłem się tym z wami podzielić.
Było niedzielne popołudnie. Długo czekaliśmy zanim Swami przyszedł i usiadł na krześle, które zwykle wystawia się dla Niego na werandzie w pobliżu Ganeśy. Zaczął rozmawiać z Anilem Kumarem – to standardowy początek spotkania! Potem mieliśmy przywilej wysłuchania wielu cudownych wiadomości.
Pod koniec września 2001 r. Swami wysłał dwóch byłych studentów na uniwersytet w Loma Linda w południowej Kalifornii, aby zdobyli specjalizację w kierowaniu szpitalem. Ci dwaj chłopcy zostali wybrani dosłownie przez wskazanie palcem. Są to bardzo dobrzy chłopcy – obaj. I w Ameryce nie rozczarowali Swamiego. Uzyskali wspaniałe oceny – żadne to dla nas zaskoczenie, ale wielkie dla tamtych ludzi. Ostatnio władze owego uniwersytetu wyraziły uznanie obu studentom przyznając im nagrody – każdemu po 500 dolarów. Studenci niewątpliwie cieszyli się z tego powodu ale do władz wystosowali list, w którym napisali: ,,Przyjechaliśmy tu, aby się uczyć, a nie zarabiać. Czy możemy, dziękując za ten wspaniały gest, z szacunkiem prosić o przyjęcie tych pieniędzy z powrotem i przeznaczenie ich na pacjentów waszego szpitala, których nie stać na leczenie?"
Swami był zachwycony. Na twarzy Matki – bo jest On nią dla naszych studentów – widać było wyraz dumy. Powtarzał wielokrotnie: ,,Patrzcie! Uczyć się, a nie zarabiać!" Był zadowolony również z tego, że nie przesłali pieniędzy do Swamiego na wydatki na miejscowy szpital. Powiedział: ,,Tak należy postępować; ci chłopcy są coś winni krajowi, w którym się uczą; muszą więc tam spłacać swój dług!" Cóż za cudowna nauka! Pomyślałem, że tym trzeba się z wszystkimi podzielić.
Potem Anil Kumar, który wie jak utrzymać Swamiego przy głosie (!), skłaniał Swamiego do powiedzenia czegoś o Jego tutejszych szpitalach. Wtedy Swami kazał Raviemu Mariwali opowiedzieć o cudownych rzeczach dziejących się w szpitalu w Puttaparthi. Swami wybrał Raviego do pracy około dziesięć lat temu, kiedy szpital powstał. W tym czasie Ravi, podobnie jak wielu innych, właśnie otrzymał stopień MBA (magistra zarządzania). Ravi obsługuje sztuczne płuco-serce i przy tej pracy doświadczył wielu poruszających przeżyć. Jednak bardzo niewielu ludzi o nich wie. Zatem tamtej niedzieli Ravi zaczął opowiadać – był to bardzo swobodny przekaz. A historie jakie opowiadał – mój Boże, one były po prostu nie z tego świata. Opisał niesamowite operacje, takie jakich na tym świecie przeprowadzono pewnie tylko kilka. Potem mówił jak, gdy małą, siedmioletnią dziewczynkę przyjmowano do szpitala, lekarz powiedział ojcu: ,,Możemy operować, ale ta dziewczynka będzie musiała zażywać pewne lekarstwa przez wiele, wiele lat. Czy będzie pan w stanie to zapewnić?" Ojciec odparł: ,,Mam czterech synów. Są dla mnie ważni. Na tę dziewczynę nie mam pieniędzy. Nie mogę płacić na jej lekarstwa. Jeśli ma umrzeć, niech umiera." Ravi powiedział, że z oczu dziewczynki zaczęły płynąć łzy, ale milczała. Lekarze zebrali się na naradę. Po rozmowach z administracją zdecydowano, że przez okres pooperacyjny lekarstwa będzie dostarczał szpital – tak długo, jak będzie to konieczne. Ravi wspomniał, że tak też się stało, że lekarstwa są regularnie przesyłane pocztą. Przypominam sobie wypowiedź Marka Antoniusza w szekspirowskim Juliuszu Cezarze: ,,Jeśli masz jakieś łzy, teraz przygotuj się na ich uronienie!" Dla mnie była to tamta chwila.
Tego rodzaju rzeczy dzieją się cały czas. I chociaż wszyscy jesteśmy tu na miejscu, nic o nich nie wiemy. W tamtej chwili podjąłem decyzję. Po wieczornych badźanach dopadłem Raviego i powiedziałem mu: ,,Słuchaj, Radio Sai co tydzień da ci pół godziny. Chcesz więcej czasu? Nie ma sprawy. Ale na miłość boską, składajcie z kolegami relację co każdy tydzień, tak byśmy mogli nadać ją na cały świat. Dam ci magnetofon cyfrowy (przywykłem składać takie pośpieszne obietnice, ponieważ wiem w jakiś sposób, że Swami sprawi, że się spełnią!). Miej go zawsze przy sobie. Nagrywaj wypowiedzi pacjentów, lekarzy, pielęgniarek, wolontariuszy Sewa Dal – po prostu każdego, o kim sądzisz, że ma nam coś wspaniałego do powiedzenia. My to wszystko zaniesiemy światu poprzez Radio Sai." Nie czekaliśmy na pozwolenie Swamiego itp., gdyż Swami pewnego razu powiedział mi: ,,Wszelka dobra robota jest pracą Boga." Później wspomniałem Swamiemu: ,,Swami, zamierzamy to zrobić", a On na to: ,,Do dzieła".
Jakiś czas temu Swami udzielił interview pewnemu lekarzowi z Wielkiej Brytanii. Krótko po tym lekarz ten przybiegł do mnie i powiada: ,,Wiesz co? Swami powiedział mi dokładnie to samo, co wczoraj ty mi mówiłeś." Ponieważ nie pamiętałem tego, spytałem: ,,Co to było?", a on: ,,Powiedz światu o pracy Swamiego. Muszą się o tym dowiedzieć. Ale nie mów im, że Swami jest Bogiem. Nie są jeszcze na to gotowi. Ta świadomość dotrze do nich we właściwym czasie. Są jednak gotowi na to, by dostrzec dobro i Miłość w tym, co robi Swami."
Wracając do mojego układu z Ravim, powiedziałem mu: ,,Mam bardzo dobrą kamerę telewizyjną. Swami dał nam ją jako wsparcie naszej działalności. Korzystamy z kamery tylko w czasie uroczystości, poza tym nie jest używana. Czemu nie miałbyś jej wziąć i rejestrować na wideo wszystkich skomplikowanych operacji? Później możemy ten surowy materiał opracować i pokazać całemu światu w postaci wspaniałych programów dokumentalnych." Ravi zgodził się natychmiast. Teraz próbuję załatwić coś podobnego także w szpitalu w Bangalore. Widzicie więc, że robimy co możemy, aby głosić światu na wszelkie możliwe sposoby o dobrych działaniach Baby. A prowadzi On je cały czas, stwarzając nam złotą okazję stania się Jego narzędziem, niezależnie gdzie się znajdujemy.
Wspominam o tym wszystkim w szczególności dlatego, że jakiś czas temu, kiedy rozesłałem apel o wycinki gazetowe itp., nie dostałem prawie żadnej odpowiedzi, wyjąwszy jedną, może dwie. Nie byłem zaskoczony tym chłodnym przyjęciem apelu, ale i tak mnie to zabolało. Nie oczekiwałem na natychmiastowe otrzymanie wycinków, ale liczyłem choćby na zapewnienie w rodzaju: ,,Oczywiście, zajmiemy się tym, o co nas prosisz."
Ludzie cały czas są poruszeni tzw. negatywną propagandą szerzoną na temat Swamiego. Każdy z zapałem rozsyła e-maile o tym, co ten a ten powiedział o Swamim, jak bardzo jest to obrzydliwe itd. Czemu mamy marnować czas i energię na rozpowszechnianie oszczerczych materiałów preparowanych przez osoby bez wiary? Czemu nie przeznaczymy dziesiątej części tej energii na przekazywanie dobrych wieści? Rozsyłałem cyrkularze; osobiście rozmawiałem z bardzo wielu osobami, które tu przyjeżdżają; ale wszystko to zdaje się być próżnym wysiłkiem. Gdy czasami pytam ludzi, oni mówią: ,,Wiesz, byłem tak zajęty!" Kto nie jest zajęty? Czy Swami nie jest ciągle zajęty dla nas wszystkich? Czy nie moglibyśmy 'być zajęci' dla Niego w sposób pozytywny, przynajmniej przez jakiś krótki czas? Gorąco apeluję do każdego z was i przez was do całej rozległej społeczności wielbicieli na świecie, abyście poważnie przemyśleli całą tę sprawę.
Jeszcze parę zdań na ten temat. Tak jak u was, tutaj też co jakiś czas pojawiają się negatywne wiadomości, ale innej natury. Przed paru miesiącami wiele poczytnych gazet podało wiadomość, jakoby organizacja LTTE [Tamilskie Tygrysy] nawoływała Tamilów, by odsunęli się od Sai Baby, ponieważ trzyma On stronę [syngaleskich] mieszkańców Śri Lanki. Wielu z was może nie wiedzieć, że Swami ma wielu wyznawców zarówno w stanie Tamil Nadu (którego stolicą jest Chennai czyli Madras), jak i wśród Tamilów na całym świecie, szczególnie tych pochodzących ze Śri Lanki. Swami powiedział, że w rzeczywistości wiadomości tej nie wysłała LTTE, lecz inni podżegacze. Niemniej, skoro wiadomość podano już w wielu gazetach, pojawiło się pytanie: co należy zrobić? To co potem zrobiłem, było bardzo proste. Napisałem dementi i zostało ono rzetelnie opublikowane w wielu gazetach – nawet na Śri Lance.
A czy Swami polecił mi cokolwiek w tej sprawie? Absolutnie nic! Czy zatem postąpiłem słusznie, robiąc to co zrobiłem? Myślę że tak, ponieważ nakazało mi to moje sumienie, a czyż Swami nie powiedział, że: sumienie jest waszym Panem, a Ja waszym sumieniem?! Ludzie jednak mogą nie zaakceptować tej linii rozumowania. Tak czy inaczej, Swami nie udzielił mi reprymendy, ani nie powstrzymywał mnie. Po pewnym czasie pojawiła się następna, jeszcze bardziej niewiarygodna informacja. Podano mianowicie, że mimo tego, co stwierdzano w dementi – tu była oczywista aluzja do mojej publikacji – ,,źródła w Aśramie ujawniły, że LTTE jest rozgniewana, gdyż Swami osobiście interweniował w imieniu Rządu Śri Lanki u wielu zachodnich kompanii, aby Śri Lance sprzedawały broń. Wielu przywódców Śri Lanki przyjeżdża do Baby, a przywódcy ci wiedzą, że Baba ma liczne kontakty z ważnymi osobami z Europy." Dla mnie było to absolutnie niesamowite! Swami handlarzem broni!! I mówiły to ,,niepodważalne źródła w Aśramie"?! Do czego ten świat zmierza? Napisałem mocną odpowiedź ośmieszając na ile mnie było stać ten absurd i zostało to opublikowane. Nie tylko to. Siedmiu z nas, w tym m.in. były sędzia Sądu Najwyższego, podpisało list, który został zamieszczony w wielu gazetach. Tak, byłem jednym z sygnatariuszy.
Kiedy to wszystko ukazało się w prasie, wielu było zszokowanych. Jak mogłem pisać do gazet? Ciekawe, że pewnego dnia odpowiedź przyszła od samego Swamiego – oczywiście całkiem przypadkowo, przy okazji, gdyż jest to sposób, w jaki postępuje Pan. W trakcie pewnej rozmowy o negatywnych wiadomościach itp. zapytano Swamiego, co powinniśmy z tym wszystkim zrobić? Powiedział wiele ciekawych rzeczy. 1) Takie rzeczy zdarzają się zawsze w życiu Awatarów. 2) Awatar nigdy nie odpowiada na kalumnie. Zwyczajnie je ignoruje. Taka jest po prostu Jego Natura. 3) Im większa jest chwała Awatara, tym większe siły zła! Czy to nie sprzeczność? Nie, gdyż kiedy kurz w końcu opadnie, ludzkość będzie wiedziała jak naprawdę wielkim był Awatar! (Mieliśmy więcej niż tylko wskazówkę, że ten Awatar Sai jest największym, jaki dotąd był; zresztą ten fakt został przed laty wprost potwierdzony Hislopowi.) 4) Zatem, jeśli ten Awatar będzie pogardliwie ignorował kierowane przeciw Niemu oszczerstwa, to co my mamy robić? Czy należy w to włączyć Organizację? Raczej nie, szczególnie jeśli atakujący pochodzi z rynsztoka. Głupotą byłoby wchodzić do rynsztoka i walczyć z brudasem. Sam byś się upaprał. Co więc robić? Takiego typa trzeba po prostu zignorować; może należałoby się za niego pomodlić. 5) Ale ataki nie pochodzą tylko z rynsztoka. Tzw. odpowiedzialne czynniki w mediach z sobie znanych powodów zaczynają rzucać błotem. Co należy zrobić? Czy Organizacja ma reagować? Gdyby Organizacja była ciągle bezpośrednio zaangażowana, mogłoby to nie być zbytnio pomocne. Odpowiedzi byłyby odrzucane jako rutynowe przeciwdziałania. Co więc począć? W tej sytuacji mamy wypowiedź Swamiego, która ucieszyła mnie, gdyż wcześniej sam instynktownie (albo z pobudki pochodzącej od Niego?) poszedłem tym właściwym kursem. 6) Swami powiedział mianowicie: ,,Poszczególne osoby, tj. wielbiciele, na miarę swoich indywidualnych możliwości mogliby zabrać głos w celu wyprostowania wypaczeń, zwłaszcza gdy piastują jakieś stanowiska i cieszą się szacunkiem w społeczeństwie." 7) Niektórzy zauważyli: ,,Wielu powiada: 'Mogę zacząć działać tylko wtedy, gdy Swami mi to powie.'" Swami uśmiechnął się i odrzekł: ,,Czy ci ludzie czekają na pozwolenie Swamiego, gdy chcą jeść albo pójść do łazienki? Ludzie mówią Mi: 'Swami, jesteś nam Matką!' Czy siedzicie spokojnie, gdy obrażają waszą matkę?"
Piszę o tym wszystkim, gdyż w tej wojnie przeciwko adharmie [nieprawości] wszyscy mamy własne role do odegrania. Nie znaczy to, że każdy ma zaraz pisać do gazet itp. Jest tysiąc innych rzeczy, które możemy i powinniśmy robić. Możemy zacząć od umacniania, tak jak potrafimy, wiary innych wielbicieli. Wyrażę to jaśniej.
Rozmawiając z wielu ludźmi nie mogę oprzeć się odczuciu, że kółka studyjne nie są tak aktywne jak powinny. W niektórych miejscach wręcz spokojnie śpią, a w innych zeszły na trywialne płaszczyzny. Z tego powodu tutaj utworzono kółko studyjne i mogę was zapewnić, że całkiem dobrze działa. Tak się złożyło, że zostało zainicjowane z pełnym przyzwoleniem i błogosławieństwami Baby. Jednak niewielu zagranicznych wielbicieli korzysta z niego. Wielu ignoruje kółko albo na polecenie lidera swojej grupy (mam tu na myśli ,,liderów grup podróżnych Sai", którzy zachowują się tak jakby byli charyzmatycznymi ,,przywódcami" i którzy zdają się myśleć, że wiedzą jak poprowadzić swoją trzodę), albo dlatego, że szczerze wierzą iż Darśan i bhadźany załatwią wszystko.
Przyglądając się wszystkiemu tutaj z boku, mam wrażenie że wielu wielbicieli z zagranicy z tego czy innego powodu nie potrafi właściwie traktować podstawowych nauk Baby. Albo zupełnie je ignorujemy z powodu bariery językowej, albo wypełniamy mnogością niestosownych rytualistycznych dodatków, które są przeszkodą. Chciałem tym przykładem pokazać, że jest to jeden z obszarów, gdzie wszyscy możemy odegrać pożyteczne role – wy tam, a my tutaj.
Jeśli chodzi o moje osobiste zainteresowanie, będąc zaangażowany w Radio Sai, próbuję wykorzystać radio, by dotrzeć do możliwie największej liczby ludzi na tyle sposobów, na ile się da. Przykładowo, zapisałem na taśmie rozmowę z Viktorem Kanu. Mówił o swojej szkole i wychowywaniu poprzez nauczanie o wartościach ludzkich. Wielu, którzy wysłuchali tej audycji, mówiło mi, że była świetna. Podbudowany tym, odtworzyłem taśmy w mojej klasie na lekcji o świadomości. Chłopców bardzo to zaskoczyło. A kiedy pokazałem im czołówki z gazet, które wychwalały wyniki szkoły, rok w rok, wręcz ich zatkało. Z miejsca rzuciłem: ,,Jak to się dzieje, że nas nie ma w czołówkach gazet?" Ale zrobiłem to tylko dla sprowokowania ich. W rzeczywistości bowiem nasi chłopcy są wprost cudowni. Przypomnijcie sobie tylko historię, którą przytoczyłem na początku. Szkoda tylko, że takie zdarzenia nie roznoszą się. Cały czas natomiast rozpowszechniamy pogłoski i plotki. Kiedy Swami pojechał na krótko do Brindawanu, a ja zostałem tutaj, nie otrzymywałem prawie żadnych duchowych wiadomości, docierały natomiast tony pogłosek, chociaż generalnie unikałem ludzi. Dzwonili do mnie, albo zaczepiali mnie, gdy szedłem do pracy i narzucali się: ,,Czy słyszałeś, że ...?"
Nawet teraz wysłuchuję doniesienia, że pewna pani w pewnym kraju chodzi wszędzie i opowiada: ,,Swami cztery razy rozmawiał ze mną przez telefon i powiedział ..." A są przecież inni, którzy promują ludzi, co jakoby są pełnomocnikami Swamiego, gdyż potrafią manifestować wibhuti itd. Wielu powie: ,,O, tego rodzaju zjawisk nie da się powstrzymać. Zawsze znajdą się tacy zagorzali fanatycy." Zgadzam się, ale na pewno możemy tak się zorganizować, że tylko niewielu da się zwieść. Baba niezliczoną liczbę razy mówił nam, że nie ma On pełnomocników, że ludzie, którzy utrzymują iż Go reprezentują są oszustami itd. Ilu z nas zadbało o to, by wszystko to dotarło do świadomości każdego z osobna i do wszystkich razem? Ale pogłoski! Mój Boże, internet zdaje się być ich pełen. Normalnie nigdy tego nie przeglądam, ale zdarzyło się raz, że ktoś w jakiś sposób umieścił moje nazwisko w takiej ,,świętej" sieci [grupie dyskusyjnej]. Boże, co za nonsensy musiałem znosić w imię duchowości!
Krótko więc mówiąc, nie musimy zjawisk negatywnych zwalczać ciągle w bezpośredniej konfrontacji. Jest wiele na to prostych sposobów. Ale kiedy czynniki odpowiedzialne stawiają bezpodstawne zarzuty, musimy prostować wypaczenia, przynajmniej w zakresie indywidualnych możliwości. I nikt nie może twierdzić: ,,Jestem zbyt mało znaczącą osobą." Jeśli myślę, że jestem ciałem, jestem mały, ale jeśli ,,wloguję się" do Mieszkańca mojego Serca, wtedy jestem podłączony do nieskończonej mocy! Marszałek Lotnictwa Suri, były głównodowodzący Sił Powietrznych Indii, jest oddanym wielbicielem Swamiego. Opowiedział mi on o ciekawym zdarzeniu.
Suri spędził połowę swojego życia w Indiach i przynajmniej pięć miesięcy w Wielkiej Brytanii, gdyż mieszka tam dwoje z jego dzieci. Rozpowszechnia on dobre wieści niczym żywy telegraf. Powiedział mi, że w Anglii była szkoła, w której nauczano WWL zgodnie z programem Sai. Kiedyś London Times opublikował szkalujący materiał na jej temat nie zadbawszy nawet o najelementarniejsze sprawdzenie, czy historie, na których oparto artykuł, są prawdziwe czy nie. Jeden z inspektorów takiej szkoły nauczającej WWL dowiedział się o artykule Timesa i napisał do dyrektora sugerując odebranie prawa nauczania itd. Akurat w tym czasie India Link w Wielkiej Brytanii opublikowało oświadczenie podpisane przez Premiera Indii Vajpayee, Sędziego Bhagavathi i innych. Na pewno znacie to oświadczenie. Dyrektor przesłał inspektorowi kopię oświadczenia. Urzędnikowi temu to nie wystarczyło, więc przyjechał do szkoły zobaczył i został przekonany. Potem napisał list wyrażający uznania. Widać więc, że wszystkie te rzeczy w jakiś sposób są pomocne. Suri przysłał mi także kopie wielu listów napisanych przez rodziców do władz szkoły, w których opisują oni jak drastycznie ich dzieci się poprawiły. Mogę wam powiedzieć, że kiedy czytałem takie listy otrzymane przez szkołę Kanu, zarówno od rodziców jak i od uczniów, wywoływało to w klasie żywy podziw.
Jednym z powodów, dla których tyle się rozpisuję, jest następujący. Kiedyś prosiłem o historie z życia ludzi. Jak dotąd nie otrzymałem ani jednej. Potem prosiłem o wycinki z gazet itp. Ledwie jedna czy dwie osoby zapewniły, że będą pamiętały o mojej prośbie. Zdjęcia – prawie żadne. Niektórzy próbowali przesłać przez internet. Przy okazji: proszę, unikajcie przesyłania zdjęć drogą elektroniczną. Przepustowość naszego serwera jest strasznie niska – ledwie wystarcza na tekstowe e-maile. Przysyłajcie zdjęcia do mojego biura, mój adres już znacie. Proszę, nie przysyłajcie zdjęć grupowych! Chcę zdjęć o ludziach, zdjęć które stopiłyby kamienie! Wszyscy wykonujecie w swoich miejscach tak wspaniałą robotę. Czemu po prostu nie pstryknąć paru dobrych zdjęć dobrym aparatem z pomocą dobrego fotografa? Jedno dobre zdjęcie może tak bardzo wzmocnić wiarę i zmusić negatywną propagandę do odwrotu.
Krótko mówiąc, nie myślmy, że wszystko co mamy do zrobienia to ignorować negatywną propagandę. Tak, z pewnością nie powinniśmy wchodzić do rynsztoka. Ale nie znaczy to, że mamy milczeć na temat rzeczy pozytywnych. Nie mylmy reklamowania z szczerym dzieleniem się dobrymi wiadomościami. Świat jest po prostu wygłodniały, powtarzam – wygłodniały, strawy dobrych wieści. Robię wszystko, co możliwe, aby wykorzystać Radio Sai by nadawać dobre wiadomości we wszystkich postaciach na tyle regionów, na ile się da.
W tym miejscu powinienem chyba powiedzieć coś o Radiu Sai i o tym, co próbujemy zrobić. Mam nadzieję, że wszyscy widzieliście mój artykuł w Sanathana Sarathi. Nie będę więc powtarzał tego, co tam jest napisane. Ale, zanim przejdę do innych spraw, chciałbym o coś poprosić. Czy moglibyście uprzejmie przetłumaczyć ten artykuł na inne języki, tak by wielbiciele nie znający angielskiego też wiedzieli co się dzieje. Chciałbym, żeby i oni o tym wiedzieli, gdyż usilnie staramy się i do nich dotrzeć. Napiszę o tym jeszcze nieco niżej.
Wracając do Radia Sai, po raz pierwszy wysłaliśmy sygnał w eter 23 listopada 2001 r. Od tamtego dnia nadajemy codziennie przez 24 godziny. Jednak niewielu zdaje się o tym wiedzieć, włącznie z mieszkańcami Aśramu. Emitujemy codziennie dwa dyskursy po sześć razy. Poza tym bhadźany, muzykę religijną itd. Obecnie odtwarzamy bhadźany nagrane tutaj, bezpośrednio w Mandirze. Dzięki temu możecie usłyszeć bhadźany śpiewane w obecności Swamiego. Odtwarzamy także bhadźany nagrane na całym świecie: w Hiszpanii, Francji, Gwatemali. Nadajemy nawet jeden bhadźan nagrany w USA w języku arabskim! Kto to przebije?! A jednak, mimo że cyfrowy odbiornik Radia Sai jest dostępny tu na miejscu w naszym centrum handlowym na bardzo korzystnych warunkach, chętnych do zakupu jest niezbyt wielu. Bardzo mnie to dziwi. Ludzie cały czas zachowują się tak jakby chcieli wchłonąć każde słowo wypowiadane przez Swamiego, ale nie widać wiele entuzjazmu do słuchania dyskursów Swamiego w radiu. Nie było łatwo odgrzebać dobrej jakości nagrań dyskursów. W przeszłości nie czyniono systematycznych starań o zachowanie zapisów wystąpień Swamiego w różnych okresach. Wiele trudu kosztowało nas odkopanie tych taśm, sprawdzenie ich, a potem próby poprawienia ich jakości. W 1996 r. Swami wygłaszał dyskurs codziennie po południu. Robił to prawie przez dwa miesiące. Były to prawdziwe klejnoty. Codziennie wybierał inny temat do szczegółowego omówienia. Udało się nam szczęśliwie odnaleźć większość z tych dyskursów i obecnie nadajemy je w eter. Co rano, jak tylko się budzę, włączam radio – Radio Sai nadaje przez 24 godziny! Pierwszą rzeczą jaką słyszę jest głos Swamiego. Kiedy jestem zajęty swoimi sprawami – mieszkam sam więc jest wiele rzeczy, które muszę robić osobiście – słucham dyskursu. Jest to po prostu wspaniała sprawa. Mogę się skoncentrować i wychwycić co subtelniejsze aspekty znaczeniowe, które wcześniej mi umknęły. W rzeczy samej mogę stwierdzić, że jest to o wiele lepsze, niż siedzenie tam w holu Sai Kulwant. Tu, w moim pokoju, jest tylko Swami i ja. Co za cudowne odczucie! Ale ludzie powiadają: ,,O, radio jest drogie." Tak, w naszym sklepie najtańszy model kosztuje 6104 rupie. Jak ,,na radio" cena wydaje się rzeczywiście wysoka. Jednak całkiem sporo ludzi, którzy narzekają na tę cenę, nie ma nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na lodówkę, pralkę, niektórzy nawet inwestują w klimatyzację, a wielu z nich posiada nawet samochód! Czy nie stać ich na cyfrowe radio w cenie 6000 rupii? Jest to mniej więcej koszt przelotu z Bangalore do Bombaju (tak mi się zdaje), a tak wielu ciągle to robi. A ile można zyskać! Obecnie cyfrowe radio zapewnia odbiór aż w 50 do 70 kanałach, w tym BBC, CNN, WRN itd. Jest to więc dobry zakup, w rzeczy samej podarunek, nawet gdyby można było odbierać jedynie Radio Sai.
Wspominam o tym wszystkim z określonego powodu, do którego już dochodzę. Ludzie często pytają: ,,Kiedy zaczniecie nadawać na żywo?" (Wątpię czy ci ludzie wtedy kupiliby odbiornik. Znaleźliby inną wymówkę: ,,Po co mi radio, gdy mogę wysłuchać dyskursu bezpośrednio w holu Sai Kulwant?") Jeśli chodzi o mnie, kwestia jest następująca: skoro niewielu chce słuchać, po co inwestować duże pieniądze na transmisje na żywo? A takie transmisje oznaczają dla nas o wiele, wiele więcej pracy.
Prawdę powiedziawszy, przyznaję, nie wszyscy tak te sprawy traktują. Znam wielu w Bombaju, Bangalore itd., którzy mają radio WS [WorldSpace] nawet w miejscu pracy, dzięki czemu mogą ciągle słuchać bhadźanów i głosu Swamiego. Jeden z wielbicieli w Bangalore kupił sześć czy siedem odbiorników! Jeden dla żony, która jest przykuta do łóżka, a reszta dla dzieci i wnuków!
Już teraz jesteśmy słyszani od Kuwejtu po Filipiny i Japonię – czyli w całej Azji! Kiedy 19 stycznia b.r. dr Samara z WorldSpace przyjechał do Bangalore, wydał polecenie rozszerzenia usługi na Europę i Afrykę w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Oznacza to pokrycie od Irlandii po Japonię i Capetown [na południu Afryki]!
W związku z tym wyłania się ważny problem. Obecnie językiem naszych audycji jest angielski. Oczywiście, nie jest on rozumiany w wielu krajach świata, do których docieramy. Musimy zacząć używać także innych języków. To wymaga wiele pracy. Kto to wszystko zrobi? Tym się martwię. Otrzymuję wiele sugestii o tym co Radio Sai może zrobić, a czego nie, ale kiedy próbuję przycisnąć rozmówców mówiąc: ,,Słuchaj, zrobisz to dla mnie?", ludzie zaczynają się wycofywać. Przykładowo, prosiłem o nagranie Akhanda Bhadźanów. Niewielu odpowiedziało. Oczywiście niektórzy się zgłosili i nawet wykonali wspaniałą robotę, ale wielu zwyczajnie zignorowało mój apel, a niektórzy dostarczyli zapisy kiepskiej jakości.
Chcę zwrócić waszą uwagę na fakt, że już wkrótce będziemy docierać z audycjami do ogromnych obszarów świata. Technika już jest, a środki też będziemy mieli. Ale czy jesteśmy gotowi na właściwe wykorzystanie tych możliwości? Byłbym wdzięczny, gdyby każde z was poważnie przemyślało tę sprawę.
Żeby nie było niejasności: już za niedługo, jeśli chcemy w pełni wykorzystać daną nam szansę, musimy mieć żywe audycje w rozmaitych językach – francuskim, włoskim, hiszpańskim, niemieckim, rosyjskim itd., itd. nie mówiąc już o chińskim czy japońskim. Przepracowawszy w Radiu Sai prawie trzy miesiące, mogę wam powiedzieć, że przygotować audycje tak, by być na antenie codziennie, wcale nie jest zabawne! Skoro jest tak z samym angielskim, o ile trudniej będzie w pracy w wielu językach! Nie poddajmy się jednak poczuciu trudności. Przeciwnie, patrzmy na błogosławieństwa. Oto mamy bezprecedensową okazję do rozpowszechniania Przesłania Sai przez 24 godziny na dobę. Jak zatem postępować, by ją wykorzystać do maksimum? To właśnie pytanie winniśmy mieć na uwadze.
Mam już jedną propozycję. 2-go marca nadamy bardzo wyjątkową audycję, która będzie dotyczyć całego życia Swamiego. Będzie ona w formie narracji z przerywnikami na wszelkiego rodzaju cytaty, opowiadania, urywki dźwiękowych nagrań z uroczystości (np. śpiewy Wed), fragmenty nagrań dyskursów Swamiego (np. odpowiedzi udzielone podczas niedawnej konferencji educare) itd. Jestem gotów cały ten materiał udostępnić, a wy moglibyście przetłumaczyć to na wasze języki w celu nadania przez radio. Krótko mówiąc, moglibyśmy ożywić do postaci dźwiękowej książkę Kasturiego Sathyam, Śiwam, Sundaram! Ileż ludzi miałoby wówczas dostęp do historii życia Swamiego. Pomyślcie o tym.
Jest jeszcze inny drogi mi plan. Pracowałem nad nim dorywczo, na miarę wolnego czasu. Niektórzy z was mogą pamiętać, że w czasie Urodzin zrobiłem prezentację, w której pokazałem, jak głos Swamiego można odtworzyć wraz z tłumaczeniem na rozmaite języki. Cała techniczna strona została już dopracowana. Mam ludzi w Bangalore, którzy regularnie robiliby niezbędną wstępną obróbkę elektroniczną. Wyrysowałem kompletny diagram pokazujący co gdzie będzie się działo i kto co będzie robił. Diagram został przedstawiony Sekretarzowi Central Trust. Cała idea została przedłożona też Swamiemu, który udzielił jej Boskiego Błogosławieństwa. Ale żeby rozpocząć realizację tego projektu i utrzymać go w ciągłym ruchu, trzeba jeszcze dograć wiele szczegółów, niektóre z naszej strony, inne na płaszczyźnie międzynarodowej. Wymaga to solidnego i trwałego zaangażowania. Czy do tego dojdzie? Co innego powiedzieć 'tak', a całkiem co innego dotrzymać słowa. Z własnego doświadczenia wiem, że ludzie często potrzebują ciągłych przypomnień. Jeśli Swami powie coś jakiejś osobie, wówczas można być pewnym, że osoba ta wykona to. Ale jeśli jest to po prostu ,,praca dla Swamiego" i prosi o nią ktoś taki jak ja, to sytuacja jest całkiem inna. Ludzie mają skłonność do zapominania wszystkiego w chwili, gdy przekraczają Bramę Ganeśy. Później każdy mówi: ,,Wiesz, byłem tak zajęty!" Takich sytuacji miałem bez liku, gdy piastowałem stanowisko prorektora, ale również teraz ich nie brakuje. Boleję mówiąc o tym, ale jestem do tego zmuszony.
To dobrze, że ludzie są zajęci, ale o ile mocno nie postanowimy odłożyć na bok coś z tej ,,zajętości" na korzyść pracy, o której tutaj mówię, Przesłanie Swamiego nie upowszechni się tak, jak moglibyśmy to sprawić.
Naprawdę mam nadzieję, że jestem zanadto pesymistyczny. Radowałbym się, gdyby się okazało, że w tej sprawie całkowicie się mylę! Odłóżmy to jednak. Zakładając, że Miłość Swamiego możemy razem rozprzestrzeniać po całym świecie na tysiąc sposobów, zaproponowałem naszemu czcigodnemu Międzynarodowemu Przewodniczącemu, aby w [muzeum] Ćajtanja Dźjoti stworzyć Multimedialne Centrum z prawdziwego zdarzenia, tak by służyło jako węzłowy ośrodek dla wielu działań, które próbowałem wskazać w różnych miejscach tego listu. Nasz szanowny Przewodniczący w zasadzie zatwierdził moją ideę i poprosił, abym sformułował dla niego szczegółowe propozycje w celu ich przeanalizowania i oceny. Wkrótce zamierzam podjąć się tego zadania we współpracy z pułk. Bose. Mam m.in. nadzieję na wykorzystanie tego centrum do produkcji i rozprowadzania oryginalnych materiałów związanych z tematem Educare, który ostatnio stał się bardzo modny!
Wiecie, jest wiele cudownych rzeczy, o których Swami ciągle mówi, a które różnymi drogami powinny trafić do ludzi. Na przykład, pewnego dnia przed wielu laty uczeń na lekcji spytał: ,,W [Bhagawad] Gicie Pan mówi, że kiedykolwiek zanika przestrzeganie dharmy, On się inkarnuje. Ale przez wieki adharma [nieprawość] zdaje się ciągle rosnąć w siłę i nigdy jej nie ubywa! Czy nie ma w tym sprzeczności? Co się dzieje? Co się stało z obietnicą Pana?" To mocne pytanie! Rozgniewany nauczyciel prawdopodobnie nakazałby uczniowi okazywanie większego szacunku i zamknięcie buzi. W tym wypadku tak się nie stało. Wielu próbowało odpowiedzieć uczniowi, ale nikt nie dał zadowalającego wyjaśnienia.
Po południu wszyscy zebrali się na Darśan. Po jego zakończeniu Swami podszedł do uczniów i jak zwykle spytał: ,,Emi samaćaramu [co nowego]?" Tak jakby nie wiedział! Ale to Jego sposób bawienia się z nami!! Ktoś odpowiedział: ,,Swami, dzisiaj jeden z uczniów zadał takie pytanie." Tu powtórzono pytanie. Swami naturalnie chciał wiedzieć jaka była odpowiedź. Po paru chwilach wyszło na jaw, że nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi. Wówczas Swami uśmiechnął się i powiedział coś, o czym nikt dotąd nie pomyślał! Jest wiele rozmaitych tego rodzaju klejnotów. Musimy znaleźć sposób na stanie się żywymi telegrafami i rozpowszechniać takie klejnoty zamiast pogłosek.
Nie mogę pojąć dlaczego ludzie nie uważają za niemoralne rozpowszechnianie pogłosek. Pewnego razu pojechałem do Bangalore w związku z pewnym zadaniem. Rano byłem na Darśanie, po czym wyjechałem. Wcześniej oczywiście dostałem pozwolenie od Swamiego. Było to w okresie, kiedy byłem prorektorem. W Bangalore, ok. godz. 11-tej przed południem zadzwoniłem do pewnej osoby, z którą mieliśmy coś do zrobienia. Zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, otrzymałem pytanie: ,,Czy Swami doznał złamania?" Zatkało mnie. Spytałem: ,,Kto ci to powiedział?", a on: ,,Miałem właśnie telefon z Australii!" Przy innej okazji pewien wielbiciel został zbudzony w środku nocy, gdyż telefonował ktoś nieznajomy z Hong Kongu: ,,Czy to prawda, że Swami powiedział iż nikt nie powinien wychodzić na zewnątrz w takim a takim dniu?" Czy Bóg zstępuje na ziemię, by mówić takie rzeczy? Trywializowanie Boskości stało się pełnoczasowym zajęciem, gdyż nie poświęcamy dość czasu, by zrozumieć dlaczego Bóg zstępuje jako człowiek. Pora, byśmy lepiej to przemyśleli.
Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to jak pouczenia pryncypała! Jeśli niechcąco tak to mi wyszło, proszę mi wybaczyć. Rzecz w tym, że jest tak wiele do zrobienia. Awatar zawsze osiągnie to co chce, z nami, albo bez nas! Pytanie tylko czy my chcemy uczestniczyć w Jego dziele.
Chciałbym w tym miejscu przypomnieć wspaniałe zdarzenie z Ramajany, które z jakiegoś tajemniczego powodu nie jest cytowane tak często, jak powinno. Zdarzenie wiąże się z przybyciem Wibhiszany, brata Rawany, do obozu Ramy na południowym krańcu Indii w przeddzień inwazji na Lankę. Jak wiecie, Wibhiszana poddał się Ramie i prosił o azyl. Oczywiście, w chwili gdy Wibhiszana się zjawił, natychmiast został schwytany i odbyło się ogólne zebranie, na którym dysputowano, co z nim zrobić. Każdy wypowiedział swoje zdanie i wszyscy, z wyjątkiem Hanumana, uznali, że Wibhiszanę trzeba potraktować jak wroga i stosownie do tego postąpić. Rama cierpliwie wysłuchał wszystkich obecnych. Na koniec powiedział coś, na co powinniśmy zwrócić baczną uwagę. W wypowiedzi Ramy są dwie części i każda jest ważna z innego powodu. Najpierw Rama powiedział: ,,Jestem głęboko wzruszony uczuciami, jakie kryją się za waszymi radami. Wszyscy troszczycie się o Moje bezpieczeństwo i tym kierowaliście się mówiąc to, co powiedzieliście. Powiem wam jednak jedno. W rzeczywistości nie potrzebuję żadnej pomocy, aby zgładzić Rawanę. Mogę zrobić to zupełnie sam nawet z tego miejsca. W istocie nie musiałem nawet ruszać się z Ajodhji. Mogłem to zrobić wprost stamtąd. Istnieją jednak inne powody, dla których pokonałem całą odległość do tego miejsca w drodze na Lankę i dla których mam was wszystkich po swojej stronie."
Na tej części pragnę się skupić. Swami przy różnych okazjach mówił mniej więcej to samo. Coś podobnego słyszałem ostatnio w audycji Radia Sai. To samo słyszałem w czasie dyskursu Swamiego w Bangalore dnia 14.01.2001 r. Był to dzień, gdy przyjechał On na inaugurację tamtejszego wielkiego szpitala. Swami powiedział wtedy: ,,Bóg nie chce niczego. Jest tak nawet wtedy, gdy zstępuje jako Awatar. Jednakże, od czasu do czasu postępuje On tak jakby chciał czegoś, albo jakby Go cieszyło, gdy ktoś zrobi coś szczególnego. Swami mówi albo zachowuje się w taki sposób całkowicie dla dobra wielbiciela. Gdyby Bóg nie przyszedł w ludzkiej postaci i nie udawał, że chce, wielbiciel nie byłby nawet wielbicielem! Zajmowałby się zaspokajaniem swoich pragnień!! Swami udaje, że chce tego czy tamtego, aby dać wielbicielowi okazję do uratowania się a także do doświadczenia tego, czym jest błogość. Jeśli o coś prosi, zawsze jest to dla dobra innych. Na przykład, Swami może poprosić kogoś o coś dla tego szpitala. Czy jest to dla dobra Swamiego, czy dla wielbiciela? W historii każdego Awatara istnieją niezliczone przykłady, w których Inkarnacja wydaje się prosić o coś albo coś od kogoś otrzymywać. Zawsze dzieje się to dla dobra drugiej strony, w celu obdarzenia tej osoby Anandą [błogością]."
Zastanówmy się nad tym! Nie musimy wybiegać myślami do dziejów Ramy i Kiszny. Istnieje tak wiele przypadków, kiedy nasz ukochany Swami zrobił coś tylko po to, by nas uszczęśliwić! Cały czas to robi – rozdaje Anandę. My również musimy się starać dostrzec, jak możemy robić to samo, dzielić Anandę z innymi. Swoim uczniom Swami ciągle mówi: ,,Daję wam tyle Miłości. Dlaczego? Po to, byście mogli dzielić ją z innymi. Powinniście rozdawać tę Miłość tak samo, jak rozdajecie Prasadam [poświęconą strawę], które wam daję i proszę o rozdawanie. Najlepszy sposób na okazanie wdzięczności Swamiemu, to dzielenie się Miłością, jaką was obsypuję, z innymi."
Szekspir mówi: ,,W losach ludzi pojawia się przypływ, który uchwycony w szczytowej fazie, wiedzie do fortuny". Ośmielam się twierdzić, że teraz mamy tę chwilę wysokiej fali przypływu. Nie zaniesie ona nas do doczesnej fortuny, lecz do czegoś, co jest nieskończenie większe. Czy uchwycimy ten przypływ, czy pozwolimy szansie przeminąć? Oto pytanie, które czeka na nas.
Mam nadzieję, że list ten nie stał się zbyt długi! Dziękuję za cierpliwość i dźej Sai Ram.
Z miłością,
i zawsze w służbie Sai
G. Venkataraman
[z SatGuru tłum.: KMB; Światło Miłości 8/2002]