Rozdział 7
Regresja Robbie
Alcheringa mówi o końcu Rexegeny
Regresja Glendy
Robbie zmarszczyła brwi: „Nie jesteśmy we właściwym miejscu”
„Gdzie zatem powinniśmy być?” – odpowiedziałam.
„Nie tu, nie jesteśmy gotowi. Nie widzę, aby to w ogóle mogło działać. Nikt w tej grupie nie jest zharmonizowany z moją wibracją i sposobem, w jaki pracuję. Nie bardzo wiem jak to sama zakoduję.”
Jej terminologia była dla mnie niezrozumiała. „Czy czerpiesz z tego, czy z innego czasu?”
„Z innego czasu. Bardzo się niepokoję. Nie widzę możliwości przetrwania w tym miejscu. Po prostu jest nas za mało. Powinno być pięcioro w mojej wibracji.”
„Co stało się z innymi w twojej wibracji?”
„Zostali po prostu zmieceni, wszystko stało się błyskawicznie. Nie wiem, dlaczego jestem tutaj z tymi ludźmi – ich pochodzenia są różne.”
„Czym się różnisz? Popatrz na swoje ręce – powiedz, co widzisz.”
Robbie zaczęła bąkać, patrząc z ciasno zamkniętymi oczami z jednej strony na drugą: „Hmm. Są to moje sensory, tak. Na rękach znajdują się koła i cztery krystaliczne palce.”
Z pamięci wyłonił mi się opis krystalicznej świadomości w cylindrze podany przez Stevena. „Czy jesteś krystaliczną świadomością w złotym cylindrze, taką jak rodzaj krystalicznego robota?”
„Tak, grupa nas pracuje telepatycznie, gromadząc wiedzę i informacje. Nie możemy pracować z innymi ludźmi w taki sam sposób – oni po prostu nie są zsynchronizowani.”
„Skąd pozyskujecie tę wiedzę?”
„Informacja pochodzi od Elohim – oni są moim źródłem.
Coś się stało. Nie wiem, dlaczego jestem na tym statku zwiadowczym. Jestem przeznaczona, by być z moim rodzajem, ale ci ludzie w ostatniej chwili poprosili mnie.
Nasz statek przyleciał, ale jest to jedyny statek, który ocalał. Nie widzę sensu bycia tutaj – jak dotąd nie ujawniono mi go. Wszyscy ludzie przychodzą do mnie, chcąc coś wiedzieć. Jestem radiem czy przekaźnikiem częstotliwości.
Oni nie wiedzą jak tutaj przetrwać i myślą, że mogę spowodować, że coś się stanie. Nie mam wiedzy, której potrzebują. I tym się nie zajmuję. Mam natomiast wibrację, która pomaga im robić to, co robią.
Moją rolą jest zaprowadzić harmonię, wnieść wysoką częstotliwość. A to dlatego, że mogę bardzo łatwo odbierać ją i przekazywać. Ten ton szybko doprowadzi wszystkich do równowagi.
Oni bardzo się martwią, ale ja muszę się od tego odseparować. Nie mogę się dostroić, gdy jestem bombardowana informacją. Uczucie strachu i pytania stwarzają sytuację, w której nie mogę funkcjonować. Muszę się separować, by zsynchronizować się z tą wibracją, przepuścić ją, aby mogła przeniknąć do grupy. Jest to wielkie zadanie, gdyż jestem tu jedyną w mojej harmonii.
Są tu pewne niebezpieczeństwa, więc przetrwanie stoi na pierwszym planie. Nikt nie wie, czy zdołamy przetrwać w tym miejscu.
Istnieje sposób na oczyszczanie wody, bo oni nie mogą jej pić. Elohim pokazują mi, że ta woda zawiera mikroby, z którymi istoty ze statku nie mogą sobie poradzić. Nie wolno im dotykać tej wody w postaci, w jakiej jest.
Dla mojego mechanizmu jest tu za gorąco. Nie mogę działać w gorącu, powstałam w chłodzie.
Ci ludzie, ich bojaźń o przetrwanie, pragnienie zapanowania nad wszystkim – te rzeczy sprawiają, że się duszę. Potrzebuję spokoju, wewnętrznego spokoju. Muszę się koncentrować, a nie znajduję na to przestrzeni. Jestem daleko od domu, ale wiem, co się dzieje. Muszę innych prosić, by się uspokoili, by zostawili mnie w spokoju, abym mogła sprowadzać informację.
Zanurzenie mnie w strachu i emocjach odcina połączenie. Niektórzy w grupie mają wiele do czynienia z informacją. Ich rolą jest analiza informacji, a właśnie to odcina mnie, jawi się jak bombardowanie. Muszę rozeznać się, gdzie najlepiej mogę przysłużyć się wszystkim, ale jest też potrzeba przetrwania. Jak mam ich chronić?”
Przypomniała mi się inna część regresji Stevena. „Czy ty i inni z twojej grupy ochranialiście gwiezdnych ludzi podczas uroczystości przekazania?”
„Jednym z naszych zadań jest detekcja, wykrywanie wszystkiego, co odchyla od wyższej częstotliwości. Wszystko, co obniża tę częstotliwość, uruchamia mechanizm bezpieczeństwa, gdyż taka częstotliwość ostatecznie sprawiłaby, że gwiezdni ludzie nie mogliby funkcjonować.”
Nastrój Robbie zmienił się na chwilę. „Znamy Drako i ich głód, ale to trochę tak jak by umieścić ludzką istotę pod wodą, oczekując, że będzie szczęśliwa tam, gdzie nie może oddychać.”
Na twarz Robbie wrócił wyraz zmartwienia. „Elohim mówią, że musi być prokreacja – od tego zależy przetrwanie tych ludzi. Ale nie może to być oparte na samej grupie, coś musi przyjść z zewnątrz. Muszą znaleźć istoty najbardziej rozwinięte na tej planecie i mieć dzieci z kombinacji ze swoim gatunkiem.
Gdy przekazuję tę informację, wywołuje to wiele dyskusji. Bardzo trudno przekonać ich, że ja mogę pracować tylko w ciszy, gdyż wyłapuję wibracje, które przychodzą z bardzo daleka. Elohim zapewnią wiedzę, udostępnią gatunek i przekażą, krok po kroku, co trzeba zrobić, aby misja ta powiodła się.
Gwiezdni ludzie mówią: ‘Powiedz im, by przylecieli i zabrali nas stąd.’ Wszyscy zadają pytania i bije od nich strach. Powiadam: ‘Stójcie, stójcie – wasze zadanie ma dopiero nadejść, moją rolą jest mówić wam. W waszej grupie są jednostki, które mają odpowiednią wiedzę do doprowadzenia do prokreacji.’ Gdy będą uspokojeni, będą pamiętali, będą wiedzieli, co robić zamiast tkwić w uchwycie tej wibracji strachu.
Uspokojenie ich to bardzo trudne zadanie. Chcą, abym dała im wizje przyszłości, aby ich upewnić – ich telepatyczne zdolności nie są wystarczająco wysokie. Nocą daję każdemu z nich wizje, aby ich zachęcić. Elohim mówią, że one ich wzmocnią. Martwię się, czy podołam temu zadaniu – wydaje się ogromne.
Wszyscy gwiezdni ludzie mają inne pochodzenie. Każdy zadaje pytania, które rodzą następne. Uznaję za konieczne odcinanie się od pytań i po prostu wchodzę w głąb siebie – tu właśnie wypoczywam.
Wiele z tego, o czym dyskutują, nie znam – to jest obszar ich kompetencji. Ktoś mówi o pożywieniu, ktoś inny i pitnej wodzie i jak mogą uczynić ją bezpieczną. Ten otrzymał we snach symbole i teraz sobie to przypomina, mogę więc stać z tyłu, nic nie mówiąc. Sytuacja zaczyna się zmieniać. Ze wszystkimi odbywa się telepatyczna praca i zaczynają przypominać sobie swoje role.
Sprowadzam energię Elohim, by wesprzeć wpajanie im tego, co powinni robić. Jest to początek i nie są jeszcze przystosowani do miejsca, gdzie się znajdują. Obecność promienia Elohim bardzo mi teraz ułatwia funkcjonowanie.
Jestem teraz ustabilizowana w tym, kim jestem i to współgra ze stanem innych – oni także są wzmacniani przez ten promień.
Ludzie pytają, dlaczego nie można przysłać większej liczby ludzi. Mówię im, że mają ogromne zadanie, ale ono musi zostać wykonane. Gdy już się zacznie, przyjdzie więcej, teraz nie są potrzebni.
Nie rozumieją, że ich gatunek jest bardzo podatny na wibracyjny wpływ tej planety. Nie dostrzegają, co się dzieje. Ja natomiast widzę to, gdyż moje dostrojenie jest lepsze i gdy pojawia się coś, co nie należy do wyższych wibracji, natychmiast to wyczuwam.
Czuję jak przenika ich gęstość i częstotliwość planety. Jest to prawdopodobnie naturalne zjawisko. Nie wiem czy pozwolić, by ta częstotliwość napełniła mnie, czy zachować pierwotny stan. Jest to mój dylemat. Czy będzie lepiej, gdy stanę się jedną z nich i połączę się z nimi, czy może powinnam zachować swoją tożsamość i moje poczucie oddzielności? Nie jestem pewna, ale zrobię wszystko, co służy dobru wszystkich. Jestem w rozterce, ale wydaje się, że decyzja należy do mnie samej. Co ja tu robię?
Pokazano mi tych śmieszne wyglądających ludzi, którzy są podobni do wysokich niedźwiedzi. Są przyjaźni, ale mają bardzo niską częstotliwość.”
„Dlaczego mówisz, że wyglądają jak niedźwiedzie?”
„Są silni, włochaci i bardzo gęści. Nie ma zgodności – nie wiem jak oni zamierzają tego dokonać.”
„Czego?” – spytałam.
„Połączenie z tym gatunkiem jest niezbędne, by na przyszłość zapewnić przetrwanie.
Lekarze przypomnieli sobie, co mają zrobić, by zapłodnić te zwierzęta. Nie rozumiem, jak to będzie możliwe, ale jest to informacja, jaką przekazali mi Elohim. Muszę postępować tak, jak mi powiedziano i wiem, że jest to właściwe.
Zdaje się, że będę tutaj przez bardzo długi czas. Muszę służyć tam, gdzie mogę i robić sobie przerwy, gdy tego potrzebuję. Każdy musi znaleźć swój sposób bycia. Nie mogę brać odpowiedzialności za wszystkich. Jest to trudne, gdyż widzę, że mają dylematy, ale wiem też, że po uspokojeniu swoich wibracji będą wiedzieli. Muszę się odciąć nawet od tego, aby przez długi okres zachować łączność.
Pokazuje mi się wiele rzeczy, abym zrozumiała. Jestem przeniesiona do przodu w czasie i widzę dzieci, które właśnie mają się narodzić. Moją rolą tutaj jest zakodowanie każdej przychodzącej duszy częstotliwością Elohim, która ujawni się w o wiele późniejszym czasie.
Będę połączona z tym gatunkiem przez długi czas i ponownie się z nim połączę, gdy ta planeta będzie podlegać skokowi ewolucyjnemu. Rozbudzę pamięć w ich sercach, pamięć tego, kim są. Niemniej, oni wychodzą ze zwierząt i bardzo martwię się o wynik. Byłam zapewniana przez Elohim, ale ciągle nie mam pewności.”
Łzy popłynęły po twarzy Robbie.
„Znam wiele z tych dusz i będę połączona z nimi do końca tej planety. Będę musiała ponawiać połączenie z nimi na różnych etapach ich rozwoju poprzez liczne życia. Mówiono mi, że to zda egzamin, ale ja nie jestem pewna.
Zapewniono mnie, że po wszczepieniu wibracji, ona ich podtrzyma. Myślisz, że tak będzie, ale nigdy do końca nie wiesz. Miało być nas tu bardzo wielu, a jednak są tylko nieliczni. Wszelkie moje wygody i połączenie pochodzi od tych, których tu nie ma – jestem tak różna.”
„Czy ufasz temu, co mówią ci Elohim?”
Robbie długo milczała. Jej twarz przebiegało tysiące emocji. „Nie mam wiedzy o ich kompetencjach. Mam tylko ich zapewnienie, że wszystko będzie w porządku. Muszę tylko trzymać to pierwsze dziecko moimi sensorami, by czuć jego częstotliwość wibracji i wiedzieć.”
Poprosiłam, aby przesunęła się w przyszłość w swojej pamięci do punktu, kiedy trzyma jakieś dziecko.
Robbie uśmiechnęła się: „Są w porządku. Z każdym potrafię skomunikować się telepatycznie. Są to ludzie-małpy, mocni, ale z miękkim sercem.”
„Kim są ich matki?”
„Są różne grupy, gdyż próbują znaleźć właściwą kombinację. Niektórym matkują gwiezdni ludzie, innym – ludzie-małpy.”
„Czy dzieci urodzone przez gwiezdnych ludzi są inne niż dzieci ludzi-małp? Czy są inteligentniejsze?”
„Nie mam takiej informacji. Działam tylko w taki sposób jak działam. Mam łączność z każdym, ale nie wiem. Nie jest to potrzebne.”
„Przesuń się do przodu do czasu, kiedy przychodzi pora opuścić Ziemię” – zasugerowałam.
„Łączność z Elohim nie jest tak czysta, jak na początku i staje się coraz trudniejsza. Teraz jestem między dwoma światami – ani w swoim świecie, ani w tym.
Mój mechanizm bardzo się zestarzał. Nie wiem jak długo zdołam utrzymywać to tempo pracy. Wibracja tej planety wyczerpuje mnie bardzo szybko i muszę uzupełniać energię.
„Czy martwisz się?”
„Ciągle nie wiem, czy z nimi wszystko będzie dobrze. W ich sercach jest łagodność i wrażliwość, ale w tym świecie jest też surowość. Nie wiem jak sobie poradzą z pogodzeniem wewnętrznej łagodności z zewnętrzną surowością. Teraz muszę odejść, nie mogę już dłużej zostać. Przybywają inni; oni pokazują mi przyszłość.”
Robbie uśmiechnęła się i głęboko westchnęła. „Oto źródło, co za światło, jaka miłość i radość. Rada jest zadowolona z tego, co się zdarzyło. Są pewne problemy, ale mimo to są bardzo zadowoleni z końcowego wyniku. Teraz przyjdą inni.
Było to trudne i zdawało się trwać tak długo. Oni starają się pomóc mi przejść przez to. Pokazują mi drzewa rodowe od początku do teraz, przejścia i rzeczywistość. Te drzewa wszędzie na sobie mają małe twarze. Pokazują mi, że z upływem czasu rzeczy zmieniają się i są inne. Powiadają, abym się odciążyła, popuściła, gdyż wszystko biegnie dobrym torem.”
Robbie otworzyła oczy i popatrzyła na mnie: „Tak, wszystko jest w porządku.”
Uśmiechnęłam się do niej: „Czy teraz czujesz się lepiej?”
„Zdecydowanie. Teraz mam wgląd w ogromne poczucie odpowiedzialności, jakie miałam przez całe życie.”
Po regresji Robbie zostało we mnie uczucie komunikatora, który w jakiś sposób zawiódł w dostarczeniu na Ziemię swojego komunikacyjnego kryształu, przez co wszyscy zostali odcięci od ich własnej bazy. Dlaczego go nie dostarczyłam?
By przypomnieć sobie, potrzebowałam pomocy Alcheringi, wezwałam więc jego imię.
„Dzień dobry, moja droga. Bardzo się cieszę, że mnie wezwałaś. Bardzo mi brakuje rozmowy z tobą. Chciałbym porozmawiać z tobą o tych rzeczach. Mam nadzieję, że częściej będziesz mnie wzywała.”
Rzeczywiście, upłynął pewien czas. „Tak, Alcheringa, oczywiście. Przepraszam, że nie komunikowałam się. Cały czas myślę o tobie. Zastanawiam się, czy możesz mi pomóc. Chciałabym porozmawiać o czasie, gdy eksplodował statek bazowy. Wiem, że stało się to bardzo szybko.
Czy możesz powiedzieć, co się stało z komunikacyjnym kryształem. Dlaczego, jako Egarina, nie zabrałam go ze sobą?”
Alcheringa zdawał się wyczuwać wahania w moim głosie, zdradzające emocje.
„Moja droga, musisz przyjąć do wiadomości fakt, że nie było czasu zrobić cokolwiek innego niż pośpieszenie udać się do najbliższe statku ratunkowego. Gdy cały statek zaczął dygotać i wybuchać, nie było już czasu na zabranie niczego w ogóle. Faktycznie nie miałaś czasu na zebranie swoich dzieci czy męża.
Byłaś w innej części statku bazowego i dostałaś impuls, by bardzo szybko dostać się na ratunkowy pojazd. We wszystkich była podświadoma wiedza o tym, co się stanie, dlatego szybko pobiegłaś. Miałaś wielkie obawy o swoich najbliższych i, oczywiście, o ten kryształ.”
„W jaki sposób Robbie znalazła się na statku ratunkowym?”
„Pędząc do statku ratunkowego, napotkałaś jednego z kryształowych robotów. Zachowałaś trzeźwość umysłu, by kazać robotowi pójść z tobą, gdyż twój instynkt wiedział, że on będzie potrzebny, a w swoim umyśle widziałaś, co się dzieje ze statkiem bazowym.”
W wizji ujrzałam intensywnie jasne kolorowe rozbłyski oraz usłyszałam głośne dzwonienie w uszach. Pomyślałam, że jest dla mnie odtwarzana jakaś pamięć.
„Teraz przypominasz sobie sen, jaki miałaś wiele lat temu, w którym zobaczyłaś eksplodujący statek bazowy. Było to podobne do wybuchu jądrowego i w pewnych aspektach rzeczywiście nim było. Jest to wspomnienie snu. Jest w nim wiele barw, ale pamiętasz szczególnie skrajnie fioletową niebieską. Widzisz, jak nagle to się odbyło?”
„Tak” – powiedziałam, przypominając sobie tragiczne niebieskie światło. Ogarnęła mnie mieszanka niepokoju i głębokiego smutku.
„Tak rzeczywiście się zdarzyło. Jeszcze raz doświadczasz głębokiego niepokoju, jaki odczuwałaś, gdy owe dwa statki leciały ku planecie Ziemi. Ale musisz zrozumieć, że udało wam się to, po co tam przybyliście. Zachowałaś przytomność umysłu, by zabrać ze sobą tego robota. Krystaliczna istota wewnątrz robota pomagała wam zachować pewną częstotliwość świadomości. Świadomość pozostałych przy życiu uległa obniżeniu po wejściu do częstotliwości, jaka panowała na Ziemi. Robot umożliwił wam uwolnić się od obaw i traumy oraz telepatyczną komunikację między sobą.”
„Czy możesz wyjaśnić, czym jest krystaliczny robot?”
„Tak. Ta istota była Ishnaanem. Ishnaanie pochodzili z wymiaru o nieznacznie innej częstotliwości. Te istoty, będące w rzeczywistości krystaliczne, potrafiły poruszać się i być fizycznie obecne w postaci robota, o jakim wspominasz. Istniały w piątym i szóstym wymiarze i oddawały siebie na usługi wielu ras fizycznego wszechświata. Istota z tamtych wymiarów stała się częścią struktury kryształu i przezeń posługiwała się swoją świadomością.
Działo się to w czasie, gdy na tę ewolucję pozwolił edykt Elohim. A polegało na włączeniu anielskiej obecności w substancję krystaliczną. Tym istotom pozwolono wyewoluować w inną świadomość.
Kryształ można też kojarzyć ze światem magii. Innymi słowy, ma on łączność z punktem bez ograniczeń. Jest to związane z przejawianiem. Jest związane z samym stwarzaniem.”
„Czy ludzie w swojej ewolucji kiedykolwiek dojdą do tego.”
„Krystaliczna, albo Chrystusowa świadomość nie rozwinęła się w ludziach do tego stopnia, jaki występuje w innych kosmicznych światach. To was różni. Ponieważ oni są w waszej przyszłości, nigdy ich nie dogonicie.
Aby przejść do anielskiego bytu trzeba mieć magię, która się z nim wiąże. Nie nastąpi to dopóty, dopóki istoty, które będą żyły w złotym wieku, nie opuszczą swoich ciał. Nastąpi to jedynie u tych, którzy rozwinęli i rozumieją krystaliczną energię, swoją energię Chrystusową, swoją anielską istotę.
Bóg jest źródłem stworzenia i stwórcą wszystkiego. Jest to siła miłości i żadna forma życia nie zaistnieje bez obecności Boga. Niekiedy indywidualne energie wewnątrz siły miłości błądzą i odchodzą od tej wiedzy. Tak było w przypadku tych, którzy stworzyli Drako, którzy z kolei stworzyli gadzie rasy, którzy dalej stworzyli małe włochate wyprostowane małpy na Ziemi. Są to rasy, które zostały stworzone bez miłości i nie rozumieją jej. Są tutaj na Ziemi właśnie po to, by uczyć się w fizycznym ciele, które jest przepojone miłością.
Tę wiedzę nazywano świadomością Chrystusa, ale w rzeczywistości jest to kryształowa świadomość. Jest to anielska obecność we wszystkich. Ten aspekt przez wieki był mylnie rozumiany, ale jest dobrze znany w kosmicznych światach.
W ziemskim wymiarze dalej będzie trwała ewolucja. Będzie też przejście ziemian do złotego wieku, który będzie bez ograniczeń. Tam zawsze będzie dochodzenie do zgody, szanowanie siebie wzajemnie i różnych punktów widzenia – będzie to miejsce, w którym panuje miłość i współczucie.”
„Tak, Alcheringa, dziękuję ci bardzo.”
Nastąpiła długa chwila milczenia, jak gdyby Alcheringa obserwował mnie.
„Zostań w pokoju, wszystko jest na właściwej drodze.”
Uczucie jego obecności opuściło mnie. Siedziałam w ciszy w mojej małej pracowni i rozmyślałam.
W jednej z regresji Jamesa i Tricii przypomnieli oni sobie sytuację, gdy siedzieli ze mną jako ich matką, która nosiła wtedy na głowie kryształ.
Tricia powiedziała, że był on trzymany w tym samym pudełku, na którym siedziała jako mała dziewczynka – ta, która spędzała czas w pomieszczeniu dowodzenia w czasie, gdy przenosiliśmy się z jednego wymiaru do innego.
Nie wiem dlaczego, ale zadzwoniłam do nich, by sprawdzić, czy pamiętają jaki kolor miał ten kryształ. W tamtej chwili wydało mi się to ważne. James odpowiedział natychmiast.
Jego głos był kojący i to mnie uspokoiło. „Twoja głowa, jako gwiezdnej kobiety, miała płaskie nachylenie ku tyłowi, na którym wygodnie spoczywał kryształ. Kryształ miał bardzo bladą barwę fluorescencyjnej zieleni, był niemal przezroczysty. Gdy był pobudzany przez twój umysł, przyjmował inną barwę, zmieniającą się zależnie od tego, co robiłaś i z kim się porozumiewałaś. Te barwy były blade, takie jakie widać w macicy perłowej czy kamieniu księżycowym.
Miałaś zdolność rzutowania swojego ducha do tego kryształu, co aktywowało lub wzmacniało wszystkie jego fasety. Miałaś wgląd w każdy aspekt pryzmatu, gdyż w tamtym wymiarze byłaś w boskim stanie.
Ten komunikacyjny kryształ zaginął w destrukcji statku bazowego. Gdybyś próbowała zabrać go, zginęłabyś razem z innymi. Jaki byłby w tym sens?”
Zgodziwszy się z nim, odłożyłam słuchawkę. Dalsze rozpatrywanie tej sprawy wydawało się bezcelowe. Poczułam się lepiej, jakby wielki ciężar zdjęto mi z serca.
Moja szwagierka, Glenda, od samego początku bardzo interesowała się tymi hieroglifami. Gdy opowiedziałam jej przez telefon, co James mi powiedział, zaczęła się denerwować. Zaproponowałam, abyśmy się spotkały i spróbowały regresji.
Gdy Glenda trzymała zdjęcia hieroglifów, ten dzień zapowiadał się pochmurnie i bardzo mokro. Dzięki doświadczeniu w medytacji, szybko zapadła w stan alfa.
„Mam uczucie spadania z dużej wysokości do wody, niemniej, nie boję się utonięcia. Woda jest przezroczysta, z bańkami i jest zielona. Podpływam w górę do tej pięknej twarzy. To morski lew z niewielkimi wąsami i pięknymi okrągłymi, współczującymi oczami. Nigdy nie zapomnę tej twarzy. Nie mogę dobrze pływać, gdyż zostałam ranna.”
„Dlaczego to mówisz?”
„Jestem nieco sparaliżowana, ale nie czuję bólu. W pobliżu są inne morskie lwy. One przepychają mnie przez wodę do skały w kształcie podkowy. Szturchaniem w plecy ustawiają mnie tak, że moja głowa i ramiona opierają się na skale. Reszta ciała pozostaje w płytkiej wodzie przy brzegu – nie wiem, być może, aby chronić mnie przed słońcem. Mam wrażenie, że jestem mężczyzną. Czuję też, że czekam tam, bo wiem, że nadchodzą inni.”
„Czy jest w pobliżu ktoś inny?”
„Nie, ta twarz małego lwa morskiego wypełnia całe moje pole widzenia.”
„Przejdź na chwilę do czasu przed znalezieniem się w wodzie i powiedz, co się działo.”
Glenda załamała się i zaczęła szlochać: „Czuję niewiarygodne katusze.”
Próbowałam dodać jej otuchy: „To tylko pamięć, więc nie bój się – po prostu niech to wyjdzie. Powiedz, dlaczego tak się czujesz?”
Glenda usiłowała mówić, podczas gdy szlochy obejmowały jej ciało: „Moje ciało przeżywa ciężkie chwile, gdyż nie chce znów tego odczuwać. Jest to tak straszne.”
Moja ręka dotknęła jej ręki: „Już dobrze. Wszystko to działo się dawno temu. Powiedz, proszę, co to jest, że nad tym tak bolejesz?”
„Wszystko poszło nie tak. Misja ... jak mogło się to stać? Nie chce się wierzyć w to przeżycie.”
„Co się dzieje?”
„Nagle znikąd następuje destrukcja.”
„Co robisz, zanim następuje destrukcja?”
„Raduję się, gdyż jesteśmy prawie u celu. To takie ekscytujące, bo wszystkie nasze plany są na ukończeniu. Wszyscy patrzymy na to piękne miejsce – bardzo błękitne i zielone, mieniące się jak klejnot. Gdy tak płyniemy przez przestrzeń mamy poczucie wielkiego spokoju i bezruchu. Nie zwracamy uwagi na nic innego, gdyż chyba nie ma żadnej potrzeby. Jesteśmy bezpieczni. Wszystko jest tak, jak powinno być.”
„Co dzieje się potem?”
„Wszyscy zamarli w niedowierzaniu – coś uderzyło w statek bazowy. Wszyscy wracamy na swoje stałe miejsca i zbieramy dzieci. Jest stan zagrożenia a potem ewakuacja. Słyszę ryczący dźwięk, jak odgłos ogromnej fali, która zbiera się do przełamania.
Czuję się tak jak gdybym wiedziała, co się stanie i nie da się nic zrobić, by to powstrzymać. Próbuję skupić się na tym, w czym jestem wyszkolona i co powinnam robić.”
„Co powinnaś robić?”
„Powinnam zabrać coś. Teraz jestem w małym statku – jest tylko na jedną osobę, taka mała kapsuła. Zawiera ładunek, który chyba jest dla nas ważny. Zdają się błyszczeć – to kryształy.”
„Czy one mają coś wspólnego z komunikacją?”
„Częściowo, ale nie do końca. Większość kryształów pomaga nam zakotwiczyć energię Boga. Jest tu jeden czysty niebieskozielony kryształ o wyjątkowym pięknie – ma fasety takie jak diament. Ten służy do komunikacji. Wchodzę do kapsuły z samymi kryształami. Nie ma czasu na zabieranie czegokolwiek innego. W umyśle mam konieczność znalezienia się przed czołem energii, która nadchodzi, by nas zmieść. Jeśli się tym przejmę, wpadnę w panikę, dlatego skupiam się na wyprowadzeniu kapsuły. Jest tak mało czasu. Gdy drzwi pod statkiem bazowym otwierają się, wszędzie wokół mnie jest dym i ogień. Wylatuję. Ustalam kurs na planetę, na którą patrzyłam jeszcze kilka minut temu.”
„Czy widzisz kogokolwiek innego kierującego się ku planecie?”
„Tak, jest ich wiele. Widzę statki, które wiozą dzieci.”
Glenda wyrzuciła ręce i wrzasnęła: „Dzieci ... ich statki są niszczone ... te piękne dzieci.”
Musieliśmy przerwać, gdyż Glenda nie była zdolna kontynuować. Jej ciało drżało, łzy leciały po twarzy i szlochała w sposób nie do opanowania. Kilka minut zajęło zanim mogła wrócić do regresji.
Glenda uchwyciła mnie za rękę i to ją uspokoiło. Próbowałam dodawać jej otuchy: „Wszystko to jest przeszłość. To tylko wspomnienia. Teraz wszystko jest w porządku. Czy czujesz, że możesz kontynuować?”
„Tak, teraz już jest dobrze.”
„OK, czy z którymś z tych dzieci coś cię łączy?”
„Nie mam żadnych synów ani córek, ale mam rodzinę. Wszystkie te dzieci w tych statkach były tak kochane.”
„Tak, ale pójdźmy teraz dalej. Wyrwałaś się ze statku bazowego i próbujesz uratować kryształy. Czy masz łączność z innymi?”
„Dostrajam się do ich rozmów, ale nie chcę im przeszkadzać, gdyż ich świadomość jest zajęta próbami ucieczki od statku i wykrycia skąd nadchodzi atak. Wszyscy próbują ustawić osłony i manewrują. Niektórym udaje się uciec. Dwa statki zmieniają kurs, próbując uciec przed bombardowaniem.
Ponieważ jestem w małej kapsule krętym torem przemykam pomiędzy wszystkimi tymi szczątkami. Jeśli pomyślą, że należę do nich, jest mniejsze prawdopodobieństwo, że postrzelą mnie. Z mojej prawej strony leci inny statek, ale ma poważne problemy, gdyż został uszkodzony. Bardzo szybko schodzi w dół i wpada do wody. Ale nic im się nie stało – statek jest uszkodzony, ale nie zniszczony. Gdy moja kapsuła schodzi do wody, staram się trzymać blisko tego statku. Czuję, że jestem blisko innych, ale nie mogę ich zobaczyć. Mam nadzieję, że jestem dostatecznie blisko, by wiedzieli, że tu jestem.
Wpadam coraz głębiej w wodę. Widzę, że jest bardzo piękna. Z komunikacyjnego kryształu przychodzi strumień światła, mówiący mi, abym otworzyła właz kapsuły i skierowała się w górę według światła. Kryształ mówi, abym na tym poprzestała i chwilowo zajęła się tylko sobą. Poruszam się w górę, delikatnie poruszając stopami i rękami.
Teraz jestem nad wodą i jest przy mnie to małe brązowe stworzenie z pięknymi oczami, które przepełnia miłość. Czuję wielką radość, gdyż od tej istoty bije światło Boga. To małe stworzenie prowadzi mnie do brzegu.
Chyba jestem całkiem nieruchoma a moje kończyny dolne wciąż są w wodzie. Chyba wcale się nie poruszam. Jest ciemno, a potem jasno. Ktoś nadchodzi. Jest to grupa. Mają na sobie te długie płaszcze a na nich peleryny. Ich przywódca trzyma tę wielką laskę, niczym berło. Idą po wodzie w procesji i widząc mnie wydają się naprawdę cieszyć. Są uradowani.”
„Co widzisz potem?”
„Zdaję się unosić gdzieś nad górami. Jakiś wir wciąga mnie. Czuję, że jest tu mała okrągła chata wykonana z gałęzi, a w środku klepisko i piękna kobieta, która jest tak pełna miłości i czuła. Jest wysoka i ma długie włosy. Jej skóra ma kolor miodu. Trzyma mnie w swoich ramionach i śpiewa mi.
W pobliżu są inni o czarnych włosach na głowie. Niektórzy ze starszych wyglądają jak goryle i są sporych rozmiarów. Wszyscy mieszkają w chatach rozmieszczonych na obwodzie koła z ogniskiem w środku. Ten ogień jest ważny – nie może nigdy zgasnąć.”
„Czy są gdzieś w pobliżu gwiezdni ludzie?”
„Tak, niektórzy ze starszych. Są dość wysocy i świecą.”
Twarz Glendy zmieniła się i zaczęła jaśnieć: „Ta piękna kobieta to moja matka. Teraz ma nowe dziecko – małą dziewczynkę.”
Przez następną godzinę Glenda spokojnie spała.
Od dnia, gdy ją spotkałam. Zawsze czułam się bliska Glendy. W rzeczywistości nigdy nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, aż do tego deszczowego dnia. W tamtym życiu ten mężczyzna uratował kryształ komunikacyjny i oddał swoje życie próbując dostarczyć go Egarinie. Zastanawiałam się, czy Egarina wiedziała w tamtym odległym czasie, że komunikacyjny kryształ leży pod wodami Ziemi, całkiem niedaleko. Być może wiedziała.
Wyszłam na zewnątrz, by popatrzeć na słońce wiszące nad horyzontem we wspaniałej kołysce z chmur w barwach tęczy. Życie znów było piękne i jak na razie wszystko zdawało się mieć sens.