Wezwanie z Uluru – historia Paula
Uluru z
Kata Tjutą w tle
Po uszkodzeniu kręgosłupa przy podnoszeniu podczas weekendu w lutym, z japońskim tsunami w tle, stopniowo byłem zmuszony do używania wózka inwalidzkiego, by cokolwiek zrobić, gdyż skurcze i ból w nogach stały się nieznośne. W taki sposób w pewnym sensie zaczęła się moja droga do Uluru. W pierwszych miesiącach roku, w miarę jak mój stan pogarszał się i dosłownie zostałem rzucony na kolana, stało się jasne, że muszę nauczyć się żyć z tym problemem. Od dawna miałem wspomnienia życia w innym układzie gwiezdnym i mojej drogi do tego miejsca. Jednak nigdy nie osadziłem się, nie złączyłem się na dobre z tą ziemią i nie zintegrowałem energii matki (ziemi) z energiami ojca (nieba i gwiazd). W tym czasie, na początku roku, uczestniczyłem w kursach prowadzonych przez mistrza Quigongu. Wszystkie ruchy tych ćwiczeń wydały mi się bardzo swojskie, a zdolność widzenia przepływu energii i jej wzajemne powiązanie z każdą formą poprzez strukturę atomową (niczym scena z filmu „The Matrix”) była przynajmniej uderzająca. Było jasne, że te umiejętności nabyłem w jakimś wcześniejszym wcieleniu.
Pod koniec lipca, po odzyskaniu pewnej sprawności ruchów i niezależności, dzięki świetnej pracy wspaniałego kręgarza i wsparciu mojej łaskawej żony, otrzymałem bardzo silny wewnętrzny impuls, aby pojechać do Uluru. Coś złego działo się w rejonie Kata Tjuty, więc mnie wzywano. Natychmiast zająłem się tą sprawą, robiąc poszukiwania, ale planowałem pojechać tam na początku przyszłego roku. Kilka dni później miałem wrażenie, że już każda skała wzywa mnie do pojechania do Uluru. Góry te ożywały (prezentując się jako starszy brat) i po raz pierwszy w tym życiu poczułem bicie serca tej planety. Zmieniliśmy nasze plany i zarezerwowaliśmy samolot na pierwszy tydzień października. Wewnętrzne pobudki natychmiast uspokoiły się, a ja zrozumiałem, że to był właściwy termin. Niezwykłe było to, że niemal zaraz po tym, jak w duchu postanowiłem jechać do tego centrum w możliwie najwcześniejszym terminie, moja sprawność w chodzeniu nagle poprawiła się.
Gdy zwracałem świadomość ku Kata Tjucie, czułem jej ból i wielkie ciemności, które zdawały się trzymać Kata Tjutę w niewoli oraz powstrzymywać Uluru przed czymś, co ta wielka istota chciała zrobić. Czułem nienawiść i złość tej ciemności skierowaną przeciwko mnie i wtedy uświadomiłem sobie, że powinniśmy nic nie mówić o tej podróży aż do ostatnich chwil.
Wtedy też przyszło silne poczucie potrzeby poprawienia moich umiejętności równoważenia energii miejsc geograficznych za pomocą Quigongu. Skontaktowałem się z jedynym mistrzem, jakiego znałem i wyjaśniłem mu zaistniałą sytuację. Zgodził się nauczyć mnie techniki, którą chińscy mistrzowie używają do takich celów – wytwarzania wiru energii a potem równoważenia energii we wnętrzu. Pojechałem do tego mistrza, a on pokazał i nauczył mnie stosownych ruchów. Potem praktykowałem te ruchy codziennie.
Syriusz, najjaśniejsza
gwiazda na naszym niebie; obok widać odległą gwiazdę
bliźniaczą tego układu
podwójnego
Niedługo potem przeszukiwałem internet na temat Uluru i jego związku z gwiazdami. Trafiłem na witrynę Valerie i przeczytałem jej książkę o Alcherindze. Byłem zdumiony podobieństwem opisanych zdarzeń do moich własnych wspomnień, o których informowałem niektórych z moich przyjaciół drogą e-maili już w 2003 r. Dobrze pamiętałem przybycie tutaj na wielkim statku międzygwiazdowym (nazywałem go Miastem na niebie) i jego destrukcję w wojnie z Drako/Reptilianami. Pamiętałem, jak zostałem wysadzony do stanu nieświadomości i jak później składałem prośbę do rady starszych, aby pozwolono mi wrócić, inkarnować się i naprawić to wielkie zło. W istocie moje wspomnienia dzieliły się na dwa poziomy. Na jednym pamiętałem pewne aspekty mojego życia jako starszego syriuszańskiego oficera odpowiedzialnego za ochronę i bezpieczny przelot pewnej liczby gwiezdnych misji. Świadomość tego Syriuszanina nie była zbyt światła i ciągle podlegała ułudzie dualności zło-dobro.
Na drugim poziomie pamiętam wzniesienie się jako część Syriuszańskiej Świadomości do wyższej kosmicznej świadomości Chrystusowej. Było to niczym jednoczenie się z wielkim wibracyjnym polem albo, jak to nazywam, dziesięcioma tysiącami oczu. Będąc częścią tej świadomości wystarczyło tylko skierować swoją własną świadomość na tę planetę, aby efektywnie być tutaj – już nie było potrzeby podróżowania w błyszczących statkach międzygwiazdowych. Niemniej wydaje się że, aby inkarnować się tutaj w ciele, należało znów się oddzielić. Wielu z nas oderwało się tak jak liczne skry ulatują z centralnego ogniska, gdy poruszy się rozżarzone węgle. Tak więc, pamiętam jak byłem częścią większej Syriuszańskiej Świadomości, a następne wspomnienie obejmuje pobyt na Wenus i obecność w najwspanialszym klasztorze wraz z pewnym mnichem, który we wszystkich przypadkach intensywnych prac stanowił połowę mnie. Pamiętam, że były to chyba lata przygotowań do zstąpienia w ziemską postać. Niemniej, gdy ten dzień przyszedł, byłem zdumiony głębią spadku, koniecznego do wstąpienia w to gęste królestwo. Zastanawiałem się, ile czasu upłynęło od kiedy przedtem chodziłem po tej ziemi.
Gdy wysiadłem, z samolotu w Alice Springs, kontakt moich stóp z asfaltem wywołał fale informacji, które rozchodziły się w postaci koncentrycznych kręgów – to wtedy obszar ten ‘dowiedział się,’ że przyjechaliśmy. Miejscowe energie były tym uradowane i podniecone. Ale Kata Tjuta nie cieszyła się, dlatego niezwłocznie uspokoiłem umysł i sprowadziłem myśli do chwili obecnej. Kata Tjutą zajmiemy się we właściwym czasie, nie wcześniej.
Przez kolejne dni dostrajaliśmy się do wspaniałych i starodawnych energii tamtejszej pustyni. Czułem potrzebę prowadzenia ćwiczeń Quigong przy Simpson's Gap (Szczelinie Simpsona), w Stanley Chasm (Rozpadlinie Stanleya), Ellery Big Hole (Wielkim Zagłębieniu Ellery), Palm Valley (Palmowej Dolinie) i Kings Canyon (Kanionie Królów). W Kings Canyon przelotnie doświadczyłem pierwszego ataku ze strony energii Reptilian. Ciekawe, że miejscowe energie przyszły z pomocą, więc nie było potrzeby dalej się w to angażować. Przez całą podróż mieliśmy nieustające wsparcie wielu duchów Aborygenów (męskich i żeńskich) oraz stowarzyszonych z nimi energii. Nasza podróż naprawdę była pod błogosławieństwem.
W drodze do Uluru, z Alice Springs przez Kings Canyon, zatrzymaliśmy się na krótko, by rzucić okiem na Mt Conner. Liz zaraz po wyjściu z minibusu została astralnie dźgnięta w łydkę i potrzebowała pomocy. Jej zdolność zdrowienia jest dość niezwykła, więc szybko doszła do siebie. Nieco dalej w drodze, w Curtin Spring, przystąpił do mnie bardzo rozgniewany duch aborygeńskiego mężczyzny, który głosem nieznoszącym sprzeciwu mówił mi, że do Cave Hill nie mogę iść (tam mieliśmy udać się za dwa dni, patrz tutaj) w towarzystwie tych dziewczyn. Próbowałem wytłumaczyć mu, że dziewczyny są ze mną i że jednak będą mi towarzyszyć, ale bezskutecznie. Potem spytałem go, czy mógłby pójść i przyprowadzić najstarszą kobietę z jego grupy, gdyż straciłem wszelką chęć rozmawiania z jego strachem i gniewem. Kilka chwil później zjawiła się bardzo spokojna starsza kobieta i zgodziła się, aby dziewczyny poszły tam, ale że tej nocy muszą zostać inicjowane. Reszta naszej podróży do Uluru odbyła się już bez przeszkód. Dojechaliśmy tam pod koniec tego dnia. Szybko udaliśmy się w dogodny punkt obserwacyjny, aby powiedzieć ‘Hello’ i złożyć nasze wyrazy szacunku. Byliśmy jak najbardziej mile widziani i poczułem wtedy, że jestem w łasce i pod ochroną tej wielkiej skały.
Tej nocy za naszym apartamentem przebywały trzy duchy aborygeńskich kobiet, uczestnicząc w energetycznej wymianie. Nie mogę powiedzieć dokładnie, co się stało, ale jedna z dziewczyn doznała znaczącej przemiany i pozbyła się pewnych bolesnych wspomnień. Do rana obie dziewczyny były już inicjowane – albo w wyniku pracy owych duchów, albo poprzez sny.
Następny dzień spędziliśmy na spacerze wokół Uluru i przeżywaniu jego obecności. Mówię o tej skale jako rodzaju nijakiego, gdyż chociaż daje się odczuć jako jak najbardziej rodzaju męskiego, ale są w niej też wyraźne aspekty żeńskie. Po południu przybyła Valerie i tego wieczora wyszliśmy ponownie do Uluru, by obejrzeć zachód słońca.
Następnego dnia udaliśmy się do Cave Hill. W nocy zbudziłem się z bardzo rozstrojonym żołądkiem, co najpewniej było skutkiem ataku energii Kata Tjuty. Jednakże, dzięki postowaniu i jedzeniu prostego pożywienia przeżyłem ten dzień bez specjalnych problemów ze strony ciała. Po przyjeździe na miejsce zobaczyłem między skałami dwie istoty duchowe (wyglądały tak jak ludzie Wandjina z Kimberleys – dwoje oczu, nos, ale brak ust). Wtedy zrozumiałem, dlaczego ludziom nie pozwala się robić zdjęć tych świętych miejsc. Te istoty mają za zadanie utrzymywać ludzi z dala, a mogą być zobaczone na zdjęciach. Wmawiają więc miejscowym rdzennym mieszkańcom ważność zachowania ich obecności w tajemnicy i zabraniając robienia zdjęć. Ciekawe, że przy wejściu do groty są namalowane te same istoty niczym na straży. Valerie w swoim artykule szczegółowo opisała jaskinię, więc powiem tylko, że jest tam [na rysunkach naskalnych] opowieść o gwiazdach. Leżenie na plecach i patrzenie w górę na sklepienie przypomina oglądanie gwiaździstego nieba. Ale jest tam znacznie więcej. Nie widziałem sklepienia pełnego kół, ale historię dzieci Lutni podróżujących przez portale do Plejad i do ojczyźnianych światów syriuszańskich i dalej do Ziemi. Jest tam wiele odniesień do Reptilian i ich roli w historii ludzkości. Przez 20 minut chłonąłem tyle informacji, ile się dało, a potem dość nagle nie mogłem już nic przyjąć. Stałem się taki sam, jak inni w grocie – jeszcze jeden turysta, jeszcze jeden pełen respektu gość.
Następnego dnia, zanim odważyliśmy się udać na Kata Tjutę, pojechaliśmy z powrotem do Uluru i Mutitjulu Springs. Zauważyłem ciekawy numer daty, 9/10/11.
Poczułem
się jak gdybym był odziany w wibracje białego miecza
Po dojechaniu do Uluru wydarzyła się dziwna rzecz. Otoczyły mnie Białe Duchowe Istoty i zostałem przyodziany w wibracje Srebrzystego Białego Miecza. Sprawiało to wrażenie jak gdybym stał się Mieczem. Przygotowywały mnie do walki. Dziewczyny poszły naprzód w jakichś ’kobiecych sprawach’ przy Mutitjulu Springs. Ponieważ upłynęło trochę czasu, postanowiłem pójść za nimi. Jednakże, gdy zbliżyłem się do zbiornika wody, nagle szło mi się coraz trudniej, tak jak gdybym szedł przez jakieś pole siłowe. Podejrzewając, że ma to jakiś związek z planowaną bitwą i moim uzbrojeniem, porzuciłem wszelkie pozory walki i astralnej broni, przez co stałem się niczym delikatny wietrzyk. Natychmiast mogłem podjąć marsz.
Przy samej sadzawce, gdy spokojnie siedziałem, żeńska obecność w wodzie podziękowała mi za to, co miałem wkrótce zrobić (zająć się energią w Kata Tjucie). Odpowiedziałem, że jeszcze nic nie zrobiłem. Ona powiedziała, że zrobiłem, przekazując mi coś w sensie, że czas nie jest liniowy, lecz tak jak kosmiczna świadomość – wszechobecny.
Po tym wsiedliśmy do minibusu i ruszyliśmy w drogę. Gdy tylko skręciliśmy na drogę do Kata Tjuty, wzmogła się złość na mnie tej formacji skalnej. Zaraz po dojechaniu na miejsce, poczułem, że powinniśmy pójść na lewo. Zaparkowaliśmy u wejścia do Doliny Wiatrów (Valley of the Winds).
Tam znaleźliśmy schronienie, które natychmiast zostało otoczone przez białe istoty świetlne, które zstąpiły z góry.
Gdy dostroiłem się do sytuacji, ‘zobaczyłem’ ciemną masę kosmyków, które były połączone ze środkiem każdej z skalnych kopuł. Masa ta była wściekła, że tu się znalazłem i zaczęła smagać w moją stronę. Jednakże, nie mogła mnie sięgnąć, dzięki ochronie, którą tam postawiono. Niczym głodny lew próbujący dosięgnąć swojej ofiary przez pręty stalowej klatki, bezskutecznie rzucała się w moim kierunku. Chciała dosłownie wydrzeć mi serce i zjeść je. Ale Duch dysponuje wszystkimi możliwościami i gdy ta ciemność ciskała we mnie ten myślokształt, zauważyłem, że moje serce było ochraniane przez symbol, który przypominał mi Krzyż, jaki Wezwanie z Uluru – historia Paulalariusze zwykli nosić na przedzie swoich szat. Valerie była tak dobra, ze nagrała wszystko, co widziałem, dzięki czemu mogę dalej przytoczyć zapis tamtych zdarzeń.
Na pewnym poziomie wie ona, że nadszedł jej czas. Chce utrzymać się i pozostawać dominującą siłą na tym planie. Ta rzecz jest połączona z innymi częściami ziemi, prawie tak jak gdyby wszystko, co jest złe i brzydkie, podłe i samolubne przechodziło przez ten aspekt planetarnej świadomości, zbierało się tutaj i tutaj ulegało skażeniu. Niemniej, ten czas kończy się. Jest tu nawet aspekt tego starodawnego zła, który teraz błaga. Chce ubić interes – proponuje mi wiele rzeczy, chce dać mi cokolwiek zapragnę. Chce, abym podszedł nieco bliżej, aby mógł wyszeptać mi na ucho sekrety, ale te sekrety pozostaną niewysłuchane i zginą z nim. Dlatego znów się złości i zalewa mój umysł 1000 wojen pełnych ognia, chce rozłupać tę planetę i spustoszyć ją. Bo skoro nie może panować nad tutejszym życiem, to niech nie będzie życia. Ale jego dni dobiegają końca. Gdy zaczynam sięgać w tę czarną smołę, czuję wielkie dla niej współczucie. Bo ta ciemność jest niczym innym, jak tylko zakumulowanym strachem i odwracaniem się od wszystkiego, co jest święte i Jedno. Musiała wysączyć wiele żyć i czerpać z wielu emocjonalnych obaw, bólów i świadomości, aby podtrzymać swoje istnienie; czuję jej wielkie zmęczenie. Odczuwam smutek, gdyż rozumiem to zmęczenie, bo je też czułem. Zbyt długo trwała ta wojna ignorancji.
Ciemna masa
kosmyków zaczęła smagać w moją stronę
Kosmyki, przywiązane dotąd do kopuł Kata Tjuty, teraz się odłączyły, a ja czuję ich cierpienie. Jest to tego samego rodzaju ból, jaki czuje się, gdy wyrywa się cierń wbity w ciało.
W miejscach uwolnionych teraz znajdują się istoty światła, które uzdrawiają rany – pozostaną tam jakiś czas. Wiele jest do zrobienia z tą świadomością, tą rzeką czerni.
Ona stara się wycofać i pójść do środka ziemi. Wielkie światło z góry sięga w dół i, niczym lassem, obejmuje środek tej bestii – można ją porównać do kałamarnicy, a lasso Światła nie pozwala jej zejść w głąb ziemi. Ma się wrażenie, że z każdą próbą przedostania do jej wnętrza, Gaji zbiera się na wymioty. Mamy więc teraz walkę dwóch źródeł. Bestia, opanowana strachem, sięgnęła po nowe siły i jak kleszcz próbuje zanurzyć się w ziemi. W tej chwili wszystkie kosmyki uwolniły się od Kata Tjuty.
Wejdę w tę ciemność – metamorfoza musi zacząć się od środka, w przeciwnym wypadku te dwie siły pozostaną w zwarciu przez jakiś czas. Wygląda jak gęsta czarna smoła. Aby poruszać się w niej, trzeba znaczących restrukturyzacji na poziomie atomowym, ale to da się zrobić. Ma ona ciekawą cechę kwasu: stara się spalić wszystko, co nie jest nią. Z jednej strony jest skrajnie paląca, a jednocześnie nie ma ciepła. Może najlepiej opisać ją jako ‘gorące lody.’ Przemieszczam się przez kosmyki, a teraz do wnętrza bestii, która teraz zwrócona jest w dół. Tam pojawia się maleńka pierwotna iskierka Światła pogrążona, kompletnie ukryta w krystalicznej strukturze. Pozwalam na wejście ciepła i energii do tej krystalicznej struktury.
Po raz pierwszy zaczyna emitować światło. Część tego światła zaczyna wnikać do zewnętrznej struktury i do bestii. Pętla ciągle zaciska się wokół kałamarnicy, która zaczyna wić się w agonii. Teraz rezygnuje z ucieczki w głąb ziemi i atakuje mnie. Ale nie może mnie sięgnąć, gdyż jestem w jej środku. Jest przerażona. Czuje, że zaczęła się zmiana jej struktury atomowej. Światło, które jest w jej wnętrzu zaczyna dawać blask. Krystaliczna struktura otaczająca Światło zaczyna się zmieniać i pulsować. Zaczyna śpiewać i łączyć się w swojej pieśni ze światłem lassa. Teraz powstała kolumna światła pomiędzy tym, co u góry i krystaliczną strukturą w środku bestii. Zachodzi metamorfoza. Jadowite wąsate czarne struktury stają się coraz słabsze i mniejsze. Są absorbowane przez moc i intensywność czegoś, co jest odwiecznym współczuciem, które nigdy nas nie opuściło, które zawsze tkwiło zatopione we wnętrzu. Potrzebowało jedynie zapalenia od pojedynczej iskierki. Pod wielu względami nie ma różnicy między tą istotą i człowiekiem z ulicy. Z każdą sekundą coraz więcej światła zostaje wpompowywane z góry.
To, co teraz widzę, to puste jadowite struktury, które dotąd zajmowały kosmyki. Zapadają się i odnawiają. Struktury przypominające tunele zamykają się w miarę jak ciemność cofa się. Portal do środka ziemi, przez który bestia próbowała uciec, jest zamknięty.
Widzę teraz czym staje się to światło. Światło to teraz jest… Widzę żeński aspekt postaci tego światła – zastanawiam się, czy nie jest to aspekt Boskiej Matki.
Pozostaliśmy tam do czasu, aż czerń odeszła, a Boska Matka powiększyła się do formy błękitnej sfery promieniującej na całą okolicę.
Błękitne
fale rozchodzące się po całej ziemi
Jest czysto. Jest czysto. Och! … Ta energia pozostaje tutaj. Możecie sobie wyobrazić, że jej fale rozchodzą się niczym fale na wodzie po wrzuceniu kamienia. Jest to coś jak uzdrawiający balsam pięknej błękitnej energii promieniujący na cały świat – jak ozdrowieńcza woda, miękka i błękitna, pulsująca, promieniująca. Niektóre z istot światła właśnie odeszły w górę i opuściły ten obszar, a inne pozostaną. Wieść niesie się do Uluru i dalej. Wiele istot po niewidzialnej stronie jest bardzo szczęśliwych. Otrzymujemy podziękowania, gorące podziękowania. Zadziwiające. Teraz możemy odejść i niech ten proces toczy się dalej.
Taka była esencja i zakończenie tego wydarzenia. Po jakiejś godzinie poczułem, że wielki rozdział w moim życiu został zamknięty. Zastanawiałem się czym będzie następny etap. Może będzie to podróż do innej planetarnej czakry?